Główna bohaterka: Hope Moore
Na pustym korytarzu słychać było echo obcasów odbijających się od posadzki. Była noc przez co ściany pełne śpiących obrazów wyglądały przerażająca. Jeden z nich niespodziewanie obudził się i spojrzał mściwie na dziewczynę. Jednak ona się tym nie przejęła i szła dalej ciągnąc za sobą walizkę. W końcu głosy ucichł. Stanęła przed drzwiami.
Niespodziewanie ktoś zapukał do gabinetu McGonagall. Kobieta oderwała swoje oczy od papierów leżących na jej biurku i spojrzała na drzwi. Do pomieszczenia weszła niewielka czerwonowłosa dziewczyna. Była ona ubrana w delikatną miętową bluzeczkę i pastelową rozkloszowaną spódniczkę. Jej włosy były związane w chaotycznego koka. Gdzie nie gdzie spod niego wypadały pasma włosów. Wyglądała na uroczą osobę, ale pozory mylą. Patrzyła na profesor lekko skrępowanym i przerażonym wzrokiem.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale spóźniłam się na pociąg i dopiero teraz dojechałam. - powiedziała cicho.
McGonagall spojrzała na nią zdziwiona. Jednak odpuściła wypytywanie jej o jakiekolwiek szczegóły. Widać było, że jest zmęczona.
- No dobrze. Jak się nazywasz?
- Hope. Hope Moore.
Czerwonowłosa nadal wystraszona usiadła na krzesło, które wskazała jej profesor.
- Panno Moore. Spóźniła się pani także na Tiarę Przydziału przez co musisz przyjść jutro przed zajęciami do gabinetu dyrektora. Tam zostaniesz wybrana do odpowiedniego domu. - powiedziała. - Poza tym jest jeszze jedna sprawa. W ostatnim czasie relacje między domami znacznie się pogorszyły. Dyrekcja postanowiła stworzyć dormitoria dwu, trzy i czteroosobowe. w których będą mieszkać uczniowie z różnych domów. Ma to pomóc w ich integracji. Niestety nie wiem z kim będziesz mieszkać. Pokoje same wybierają sobie domowników. Proszę. Wyciągnij rękę.
Profesor podała jej pudełko pełne malutkich karteczek. Jedna z nich wleciała jej do ręki. Hope spojrzała zaskoczona na McGonagall na co ta uśmiechnęła się do niej uspokajająco.
Hope stała teraz niepewnie na trzecim piętrze przy portrecie, który prowadził do jej dormitorium. Czuła, że stres zjada ją od wewnątrz. Bała się wejść do środka bo była noc, a nie chciała obudzić uczniów. Rozejrzała się jeszcze raz po korytarzu i w końcu szepnęła obrazowi przedstawiającego rycerza hasło.
- Słodkie figle.
- W końcu. Już myślałem, że nie wejdziesz. Miłej nocy. - powiedział po czym otworzył przejście.
Po chwili Hope znalazła się w przestronnym salonie. Jednak nie mogła zbyt wiele o nim powiedzieć gdyż było bardzo ciemno. Po macku szukała swojej różdżki w walizce kiedy nagle potknęła się o coś. Straciła równowagę, ale dzięki wymachiwaniu we wszystkie strony rękami nie wywaliła się. Jednak stało się coś gorszego. Ze stolika o którego się potknęła spadł wazon roztrzaskując się na ziemi robiąc przy tym niemały hałas. Drewniane drzwi otworzył się gwałtownie ukazując młodego chłopaka. Choć Hope próbowała nie mogła oderwać od niego wzroku. Wyglądał jak ideał mężczyzny. Miał on krótkie blond wręcz białe włosy, które układały się na nim w nieładzie i stalowe tęczówki hipnotyzujące ją. Kiedy dostrzegła, że ma on na sobie tylko szare dresowe spodnie zarumieniła się jednak przez panującą w pomieszczeniu ciemność nie dostrzegł tego.
- Co ty tutaj robisz? Nie wiesz, że to prywatne dormitorium idiotko? - powiedział przerywając ciszę.
Wtedy właśnie skojarzyła ten głos. Cyniczny, ironiczny i chłodny głos. Poczuła się głupio, że przed chwilą miała chwilę słabości do tego dupka.
- Mi też cię miło widzieć Malfoy. Tęskniłeś?
- Moore?!
_________________________________________________________________________________
HELLO!
Znowu wróciłam, ale niestety bez rozdziału. Klapa co? Chciała dodać rozdział, ale go nie napisałam. Tak wiem jestem okrutna i wgl, ale postanowiłam dodać chociaż miniaturkę której i tak nie
skończyła. Nigdy nie potrafię niczego dokończyć więc możliwe, że i tego nie skończę. Módlcie się żebym chociaż to skończyła. Jak będą wakacje obiecuję, że zacznę pisać. Na razie mam kupę roboty w szkole. No zostało około 30 dni do wakacji! Kto się cieszy? Na pewno ja. To tak na razie tyle. To do zobaczenia.
Audrey