poniedziałek, 26 maja 2014

Miniaturka - Wspólne życie cz. 1


    Główna bohaterka: Hope Moore                                      

 


   Na pustym korytarzu słychać było echo obcasów odbijających się od posadzki. Była noc przez co ściany pełne śpiących obrazów wyglądały przerażająca. Jeden z nich niespodziewanie obudził się i spojrzał mściwie na dziewczynę. Jednak ona się tym nie przejęła i szła dalej ciągnąc za sobą walizkę. W końcu głosy ucichł. Stanęła przed drzwiami.
   Niespodziewanie ktoś zapukał do gabinetu McGonagall. Kobieta oderwała swoje oczy od papierów leżących na jej biurku i spojrzała na drzwi. Do pomieszczenia weszła niewielka czerwonowłosa dziewczyna. Była ona ubrana w delikatną miętową bluzeczkę i pastelową rozkloszowaną spódniczkę. Jej włosy były związane w chaotycznego koka. Gdzie nie gdzie spod niego wypadały pasma włosów. Wyglądała na uroczą osobę, ale pozory mylą. Patrzyła na profesor lekko skrępowanym i przerażonym wzrokiem.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale spóźniłam się na pociąg i dopiero teraz dojechałam. - powiedziała cicho.
   McGonagall spojrzała na nią zdziwiona. Jednak odpuściła wypytywanie jej o jakiekolwiek szczegóły. Widać było, że jest zmęczona.
- No dobrze. Jak się nazywasz?
- Hope. Hope Moore.
   Czerwonowłosa nadal wystraszona usiadła na krzesło, które wskazała jej profesor.
- Panno Moore. Spóźniła się pani także na Tiarę Przydziału przez co musisz przyjść jutro przed zajęciami do gabinetu dyrektora. Tam zostaniesz wybrana do odpowiedniego domu. - powiedziała. - Poza tym jest jeszze jedna sprawa. W ostatnim czasie relacje między domami znacznie się pogorszyły. Dyrekcja postanowiła stworzyć dormitoria dwu, trzy i czteroosobowe. w których będą mieszkać uczniowie z różnych domów. Ma to pomóc w ich integracji. Niestety nie wiem z kim będziesz mieszkać. Pokoje same wybierają sobie domowników. Proszę. Wyciągnij rękę.
   Profesor podała jej pudełko pełne malutkich karteczek. Jedna z nich wleciała jej do ręki. Hope spojrzała zaskoczona na McGonagall na co ta uśmiechnęła się do niej uspokajająco.
   Hope stała teraz niepewnie na trzecim piętrze przy portrecie, który prowadził do jej dormitorium. Czuła, że stres zjada ją od wewnątrz. Bała się wejść do środka bo była noc, a nie chciała obudzić uczniów. Rozejrzała się jeszcze raz po korytarzu i w końcu szepnęła obrazowi przedstawiającego rycerza hasło.
- Słodkie figle.
- W końcu. Już myślałem, że nie wejdziesz. Miłej nocy. - powiedział po czym otworzył przejście.
   Po chwili Hope znalazła się w przestronnym salonie. Jednak nie mogła zbyt wiele o nim powiedzieć gdyż było bardzo ciemno. Po macku szukała swojej różdżki w walizce kiedy nagle potknęła się o coś. Straciła równowagę, ale dzięki wymachiwaniu we wszystkie strony rękami nie wywaliła się. Jednak stało się coś gorszego. Ze stolika o którego się potknęła spadł wazon roztrzaskując się na ziemi robiąc przy tym niemały hałas. Drewniane drzwi otworzył się gwałtownie ukazując młodego chłopaka. Choć Hope próbowała nie mogła oderwać od niego wzroku. Wyglądał jak ideał mężczyzny. Miał on krótkie blond wręcz białe włosy, które układały się na nim w nieładzie i stalowe tęczówki hipnotyzujące ją. Kiedy dostrzegła, że ma on na sobie tylko szare dresowe spodnie zarumieniła się jednak przez panującą w pomieszczeniu ciemność nie dostrzegł tego.
- Co ty tutaj robisz? Nie wiesz, że to prywatne dormitorium idiotko? - powiedział przerywając ciszę.
   Wtedy właśnie skojarzyła ten głos. Cyniczny, ironiczny i chłodny głos. Poczuła się głupio, że przed chwilą miała chwilę słabości do tego dupka.
- Mi też cię miło widzieć Malfoy. Tęskniłeś?
- Moore?!

_________________________________________________________________________________

HELLO!

Znowu wróciłam, ale niestety bez rozdziału. Klapa co? Chciała dodać rozdział, ale go nie napisałam. Tak wiem jestem okrutna i wgl, ale postanowiłam dodać chociaż miniaturkę której i tak nie
skończyła. Nigdy nie potrafię niczego dokończyć więc możliwe, że i tego nie skończę. Módlcie się żebym chociaż to skończyła. Jak będą wakacje obiecuję, że zacznę pisać. Na razie mam kupę roboty w szkole. No zostało około 30 dni do wakacji! Kto się cieszy? Na pewno ja. To tak na razie tyle. To do zobaczenia.
Audrey



niedziela, 18 maja 2014

Rozdział 5 - Dlaczego on? cz.1

   Kate obudziła się czując na swojej twarzy wschodzące słońce, które przedzierało się przez zasłonięte zasłony okna. Uśmiechnęła się mimowolnie na myśl o dzisiejszym dniu.
- W końcu upragniona sobota. - pomyślała.
   Przeciągając i ziewając wstała z łóżka. Ubrała się szybko i ruszyła na śniadanie. Dudnienie jej kroków było słychać na całym korytarzu. W pobliżu nie było ani jednej żywej duszy. Mimowolnie wzdrygnęła się myśląc co by było gdyby ktoś ją zaatakował. Nagle usłyszała w oddali kroki. Pod wpływem impulsu schowała się za najbliższym posągiem. Kiedy kroki stały się coraz głośniejsze wychyliła lekko głowę i dostrzegła blond czuprynę.
- Malfoy.. - pomyślała.
   Podbiegła do niego i zrównała się z nim krokiem. Draco spojrzał na nią zaskoczony jednak potem ukrył się pod swoją maską obojętności.
- Czego chcesz Johnson? - warknął nawet na nią nie patrząc.
- Mnie też miło mi cię widzieć, Malfoy. - uśmiechnęła się ironicznie - Nie mógłbyś być choć raz dla mnie miły?
   Spojrzał na nią zaskoczony jednak odezwał się głosem pozbawionym barwy.
- To, że jeszcze cię nie zacząłem wyzywać to już jest coś, a ty jeszcze chcesz żebym był dla ciebie "miły"? Idź do Świętego Munga. Może tam wyleczą twoją głupotę. - powiedział do niej jadowitym tonem i przyśpieszył kroku.
- Wiesz co? Szczerze z całego serca cię nienawidzę! Słyszysz?! Jesteś aroganckim, bezczelnym, wrednym... - krzyknęła za nim.
   Jednak nie zdążyła dokończyć swojego monologu gdyż Draco złapał ją za gardło i przytwierdził do ściany na dojąc jej jakiejkolwiek drogi ucieczki.
- Nigdy mnie tak nie nazywaj głupi mieszańcu. - powiedział do niej dokładnie akcentując każde słowo.
   Draco był tak blisko, że Kate czuła jego zimny oddech na swoje skórze. Wzdrygnęła się lekko. Ślizgon widząc to przysunął się do niej jeszcze bardziej i wyszeptał jej do ucha:
- Za wiele sobie nie pozwalasz.
   Ścisnął mocniej jej gardło aż Catherine powoli zamazywał się obraz od nadmiaru łez. Kiedy pomyślała, że straci przytomność Draco puścił ją przez co upadła na posadzkę. Zaczęła łapczywie nabierać powietrza w płuca czując się zażenowana, że tak łatwo poddała się bez walki. Malfoy był tak jakby jej słabym punktem. Słabym punktem, który musi zniszczyć. Nigdy z nikim nie miała najmniejszych problemów. We Francji nawet zdarzało jej się szantażować kilkoro młodszych uczniów z czego nie jest teraz dumna. Wstała otrzepując się z niewidzialnego kurzu i ruszyła słabym krokiem do Wielkiej Sali.
   Usiadła obok Rona i Hermiony. Jednak nie potrafiła z nimi rozmawiać gdyż jej myśli ciągle zaprzątał pewien Ślizgon. Jak on może być dla niej taki wredny? Co ona dla niego takiego zrobiła? Niestety jej przemyślenia przerwał głos Rona.
- Khate zoa toyboł. - powiedział z pełnymi ustami.
   Hermiona na te zachowanie tylko wywróciła oczami. Z wypowiedzi Rona kompletnie nic nie zrozumiała jednak z pomocą przyszedł jej Harry.
- Odwróć się. Ten mały chyba coś od ciebie chce.
   Odwróciła się. Mały chłopiec najprawdopodobniej pierwszoroczny wcisnął jej do ręki kartkę i uciekł ile sił w nogach. Kate nie zwróciła jednak uwagi na niego tylko ze złością wpatrywała się w treść zawartą na pergaminie.
                           
                                      Twoja kara rozpocznie się dzisiaj, o jedenastej wieczorem. 
                                      Proszę czekać przy chatce gajowego na Hagrida.
                                                                                                    Profesor M. McGonagall

   Kate zupełnie zapomniała o swoim areszcie. Kiedy rano się obudziła myślała, że to tylko sen. Jednak pomyliła się. Wiedziała, że zasługuję na karę. Codziennie spóźniała się na pierwszą lekcje, ale za jakie grzechy ma mieć tą karę z Malfoyem?
- Życie jest niesprawiedliwe. 

_________________________________________________________________

Taaaaaddaaaa! :c

O em dżi. Przepraszam was za takie straszne coś :c No bo ja mam pomysł na tego bloga tylko nie do końca mi to wychodzi. Już dawno powinnam dodać ten rozdział, ale stanęłam w miejscu i dalej nie wiem co napisać. Nie chcę być okrutna i dodaję chociaż część tego rozdziału. Jak widać tak średnio mi wyszedł, ale mam wielkie ambicje. Niestety jedną moją wadą jest, że nie potrafię pisać
scenek miłosnych. Nigdy nich nie pisałam. Muszę wziąć się w garść i spróbować bo jeszcze nikt nie będzie chciał tego czytać. Dopiero wtedy to będzie klapa. Chciałabym mieć więcej czasu na tego bloga, ale nauczyciele tak cisnął, a ja mam  mega złe oceny. Teraz biorę się do nauki i przez to ucierpiał mój blog. A tak jeszcze poza tym dziękuję wszystkim moim czytelniczkom, których mam mało, ale i tak wchodzą żeby czytać moje wypociny. Obiecuję, że będę częściej wstawiać posty. Właśnie teraz pracuję nad taką jedną miniaturką. Kiedy ją skończę na pewno wstawię ją. Mam jeszcze jedną prośbę do was. Jeśli ktoś to czyta niech wstawi chociaż jakiś krótki komentarz. To mnie bardzo motywuje to dalszego pisania. 

Tak mnie jeszcze zastanawia co sądzicie o Catherine? Nie jest ona za mocno idealna albo buntownicza? Bo ostatnio zauważyłam, że moje postacie w opowiadaniach nie mają wad, a tacy bohaterowie to można by powiedzieć, że to wcale nie są bohaterowie. Waszym zdaniem jakie wady powinna mieć Kate? (Wiem. Te pytanie brzmi dziwnie xd) Wasze zdanie na pewno mocno mi pomoże.

                          Rozdział postaram się skończyć jak najszybciej. Obiecuję.


                                                                                                                                 Wasza,
Audrey :*
Ps. Bardzo proszę skomentujcie moją pracę. 


                                                 




 

czwartek, 1 maja 2014

Rozdział 4 - Niespodziewana niespodzianka

   Od pamiętnego szlabanu u Snape'a minął miesiąc. Wiele od tego czasu się nie zmieniło. Jedynie nienawiść pomiędzy Ślizgonami, a Gryfonami znacznie się zwiększyła. Zwłaszcza pomiędzy Kate, a Draco. Na każdym kroku docinali sobie i wyzywali. Nie kiedy dochodziły rękoczyny, które jednak były łagodzone przez nauczycieli, którzy szybko interweniowali. Nie tylko pomiędzy domami były kłótnie, ale także w samym Gryffiindorze. Melanie i Hermiona mimo, że siedziały razem odnosiły się do siebie dosyć chłodno. To przez tą ich ciągłą rywalizację. Mimo tych spięć Kate czuła się dobrze w Hogwarcie.

   W jednym z dormitorium dziewczyna o blond włosach leżała w łóżku oddychając miarowo. Była sama. Wszyscy byli na śniadaniu tylko ona nie potrafiła obudzić się i przerwać błogi sen. Nagle do pokoju wbiegła Melanie. Nie zatrzymując rzuciła się na łóżko przyjaciółki spychając ją.
- Catherine Rosalie Johnson! Wstawaj natychmiast! Chyba nie chcesz zaspać?!
   Kate wstała gwałtownie zrzucając z siebie brunetkę i niewiele myśląc zaczęła ubierać swoją szatę. Chwyciła torbę i wybiegła z dormitorium nie zaszczycając ani jednym spojrzeniem Melanie.
- Z kim ja żyję? - zapytała samą siebie nim wybiegła za nią.

   Catherine zwolniła dopiero kiedy dostrzegła drzwi prowadzące do Wielkiej Sali. Wtedy dogoniła ją Mel. Gdy tylko doszły do stołu Gryfonów, powitał je Harry, Ron i Hermiona. Choć ta ostatnia nieco chłodniejszym tonem. Usiadły pomiędzy Prawie Bezgłowym Nickiem, duchem-rezydentem Gryffindoru, a Harrym. Gryfonka przebiegła wzrokiem stół Ślizgonów, choć nie było takiej potrzeby. Liczyła na to, że Malfoy nie ma.
- Znowu jest. - odparła chłodno. - Czy on nie może przynajmniej raz się rozchorować albo spaść z miotły? Ewentualnie zginąć śmiercią tragiczną?
- Nie histeryzuj. Przecież nie mamy dzisiaj z nimi żadnej lekcji. Chyba... - ostatnie słowo szepnęła już do siebie. Jednak Kate je usłyszała.
- Co to znaczy chyba?
- Chyba wróżbiarstwo mamy ze Ślizgonami.
   Zapadło milczenia, a potem Catherine powiedziała cicho, tak żeby jej nie dosłyszeli Harry, Ron i Hermiona.
- On się ciągle na mnie gapi... jakby chciał żebym padła trupem...
   Nie czekając na odpowiedź Mel jeszcze raz omiotła wzrokiem stół. Draco Malfoy ubrany w czarną czatę patrzył na nią z żądzą mordu. Gryfonka odwróciła wzrok czując się skrępowana jego spojrzeniem. Chcąc zając się czym innym miała zamiar porozmawiać z Harrym, Ronem i Mioną. Jednak zauważyła, że są oni nachyleni do siebie i szepcą coś między sobą. Spojrzeli na chwilę na stół nauczycielski i wybiegli z sali. Catherine była nieco zdziwiona ich zachowanie. Jednak nie chciała zaprzątać sobie nimi głowy. Miała inne sprawy do załatwienia. A mianowicie Malfoy.

   Szła korytarzem, a raczej biegła bo za kilka minut miała zacząć się lekcja. Nie chciała się spóźnić bo od dłuższego czasu zdarzało jej się to prawie codziennie. Nagle wpadła na coś twardego. Podniosła głowę i napotkała surowy wzrok McGonagall. Udało jej się tylko wydukać ciche "Przepraszam" i już miała ruszać biegiem dalej kiedy nauczycielka ją zatrzymała.
- Panno Johnson! Pójdzie pani ze mną!
- Ale ja nic nie zrobiłam... - udało jej się jedynie powiedzieć.
- Czy ja powiedziałam, że coś zrobiłaś?
   Nie wiedząc co o tym myśleć biegiem ruszyła za profesor zmierzającą wielkim korkami w nieznaną jej stornę. Wspięły się po schodach i mijały puste korytarze, a McGonagall nie odezwała się do niej ani słowem. W końcu z głośnym trzaskiem otworzyła drzwi do swojego gabinetu przykuwając przy tym uwagę reszty uczniów siedzących na krzesłach. Kate z zaciekawieniem rozejrzała się po pomieszczeniu. Dopiero drugi raz w sowim życiu trafiła do tego pomieszczenia. Za pierwszym razem opiekunka jej domu zauważyła, że regularnie spóźnia się na zajęcia. Teraz jednak była pewna, że nie po to profesor tak niespodziewanie zaciągnęła ją tutaj. W pomieszczeniu była również Melanie, Harry, Ron, Hermiona, Blaise i ku niezadowoleniu Kate Malfoy oraz kilkoro nieznanych jej uczniów.
- Usiądź Johnoson. - powiedziała McGonagall - A później porozmawiamy na temat na temat twojego spóźniania.
   Malfoy i Zabini cicho parsknęli śmiechem, ale Catherine ich zignorowała. Usiadła na pobliskim krześle obok Mel i spojrzała na profesor.
- Spotkałam się z wami tutaj by omówić ważną sprawę. Otóż kilkoro z was dokonało haniebnego czynu jakim jest włamanie się i zdemolowanie gabinetu profesora Snape'a.
   W gabinecie momentalnie zapanowała głucha cisza.Nikt nie odezwała się ani słowem. Wydawało się nawet jakby nikt nie oddychał. Profesor cały czas patrzyła groźnie w stronę Harrego, Rona i Hermiony, a oni usilnie unikali jej wzroku. Dopiero teraz dotarło do reszty to, że oni stoją za tym "haniebnym czynem". Kate mimowolnie odetchnęła z ulgą.
- Razem z profesorem Snapem ustaliliśmy, że Ron i Hermiona roztają zwolnieni z obowiązków perfekta naczelnego. - kobieta zrobiła krótką przerwę i westchnęła z rezygnacją - a pan Potter ma zakaz gry w Quidditcha i tym samym zostaje wyrzucony z drużyny.
   Cichy pisk wyrwał się z ust Hermiony. Mimo tego, że Kate miała słabe stosunki z nimi współczuła i z całego serca. W ciągu tego miesiąca zauważyła, że Quidditch jest dla Harrego całym życiem. "Jak kiedyś dla mnie" przeszła przez nią myśl którą szybko odpędziła. Z dalszych jej rozmyślań wyrwał ją głos głos McGonagall.
- Miejsce perfektów naczelnych Gryffindoru zajmą Melanie Clark i Catherine Johnson. Możecie już wyjść.
   Kate wstała ze swojego miejsca i już miała wychodzić kiedy usłyszała za sobą chłodny głos profesor.
- Panno Johnson i panie Malfoy zostańcie na chwilę.
- Czyżby chodziło o ten ostatni numer, który wywinęła dla Malfoy'a i jego kolegów? - pytał głos w jej głowie. Jednak szybko odpędziła z siebie tę myśl. Nikt przecież nie wiedziała, że to ona robi mu głupie numery takie jak związanie nóg na korytarzu.
- Pani zachowanie panno Johnson w ostatnim czasie było karygodne.
  Malfoy na ten komentarz uśmiechnął się kpiąco i zaśmiał się cicho pod nosem.
- Pana też. - dodała patrząc na Ślizgona - Razem z profesorem Snape'm postanowiliśmy ukarać was za te głupie komentarze na lekcji i sztuczki na przerwach.
   Kate spojrzała na McGonagall dziwnym wzrokiem. "Czyżby ona wiedziała?"
- Tak, panno Johnoson. Widziała jak pani związała dla pana Malfoy'a nogi na korytarzu.
  Malfoy spojrzał na nią mściwym wzrokiem. Na to Gryfonka lekko się uśmiechnęła.
- Uznałam, że wasze stosunki poprawią się jeśli spędzicie ze sobą więcej czasu. Od dzisiaj przez tydzień będziecie pomagać Hagridowi.
   Malfoy już chciał coś powiedzieć kiedy przegoniła go Kate.
- Ale...
- Żadnych "ale", a teraz zmykajcie - powiedziała po czym spojrzała na nich groźnie.
   Catherine wyszła szybkim krokiem nie zaszczycając ani jednym spojrzeniem Malfoya. Chciała go wyminąć i zamknąć się w swoim dormitorium żeby przez cały wieczór ubolewać nad swoim nieszczęściem. Niestety nie było jej to dane gdyż Draco złapał ją mocno za ramię i przygwoździł do ściany.
- To wszystko twoja wina, mieszańcu! - syknął prosto do jej ucha.
   Kate z całej siły odepchnęła od siebie Ślizgona czując, że dusi się w jego towarzystwie.
- Moja? To TWOJA wina! - krzyknęła.
- Nie rozśmieszaj mnie, Johnson. Gdybyś choć przez chwilę opanowała swoje hormony i chęć pocałowania mnie to może nie mielibyśmy tej kary. Jak chcesz spędzić ze mną więcej czasu wystarczyło poprosić. Co z tego, że bym się nie zgodził... - zaczął śmiejąc się złośliwie co za skutkowało prychnięciem Gryfonki.
- Zamkniesz się w końcu? - zapytała po czym wyminęła go i biegiem udała się do swojego dormitorium.
     


 

Nowy blog!

Hej! Przykro mi, ale nie napisałam jeszcze nowego rozdziału. Za to założyłam nowego bloga. Dopiero napisałam prolog, ale jestem w trakcie kończenia 1 rozdziału. Oto link: KLIKNIJ

Pozdrawiam Audrey
Ps. Już nie długo 4 rozdział...