sobota, 19 kwietnia 2014

Rozdział 2 - Magiczne ptaki

   Kiedy Catherine wystąpiła z szeregu po sali przeszły podniecone szepty uczniów. Jej nazwisko było bardzo dobrze znane w świecie czarodziejów. William Johnson - ojciec Kate należał do jednego z najstarszych rodów czarodziejów czystej krwi.
   Catherine z lekki zirytowaniem usiadła na stołku i nałożyła Tiarę. W przeciwieństwie do pierwszorocznych nie zakrywała ona jej oczu tylko trzymała się na głowie.
- Hmm. - usłyszała cichy głoski - Trudny. Bardzo trudny wybór... Tęgi umysł. To pewne, ale widzę, że jesteś dobra z eliksirów. A to ci ciekawostka. Odważna... Tak, tak. Odwagi to ty masz wiele, ale ten twój wredny charakter wszystko miesza. Pewnie po tatusiu. Więc gdzie mam cię przydzielić?
   Kate czuła się coraz bardziej zirytowana. Jeszcze nigdy nie widziała żeby ktoś tak długo zostawał przydzielany.
- Twoja matka była z Gryffindoru, a ojciec ze Slytherinu. To naturalne, że trudno wybrać gdzie cię przydzielić. - odezwał się głosik - No dobrze. Już dobrze. SLYTHERIN! - to ostatnie słowo Tiara wrzasnęła na całą salę.
   Catherine poczuła wielkie zdziwienie i... zażenowanie? Tak. To było to uczucie. Nigdy nie spodziewała się, że tam trafi. Ojciec zawsze powtarzał jej, że bez względu na to w jakim Domu będzie ma się niczym nie martwić. Przypominając sobie jego słowa przez jej ciało przeszła fala ciepła i ulgi. Już miała wstać kiedy nagle Tiara głośno krzyknęła:
- Poczekaj! - cała sala nagle ucichła -  Nie, nie, nie! Nie możesz tam trafić! Bardzo dobrze potrafisz zatuszować swoje uczucia, ale przede mną nic się nie ukryje. GRYFFINDOR!
   Zdjęła Tiarę i ze zdziwieniem ruszyła ku stołowi Gryffindoru. Po chwili poczuła ulgę, że nie trafiła do Slytherinu. Nawet nie docierały do niej najgłośniejsze jak dotąd wiwaty. Usiadła pomiędzy Melanie i Harrym. Niektórzy uścisnęli jej dłoń, a osoby które spotkała w pociągu przytuliły ją.
- Jeszcze nigdy w historii Hogwartu Tiara Przydziału się zawahała. - powiedziała rzeczowym tonem Hermiona - Ona nigdy tak długo się nie zastanawia.
   Kate czuła się trochę nieswojo. Wszyscy przyglądali się jej ukradkiem albo szeptali coś do siebie. Ignorowała to jednak po chwili poczuła czyjeś spojrzenie na sobie. Odwróciła się i zobaczyła jak Malfoy przygląda jej się ze stołu Slytherinu.
 
   Kolejny dzień. Kate obudziła się w dormitorium, które dzieliła razem z Melanie, Hermioną, Lavender i Parvati. Zdążyła już poznać wszystkich Gryfonów i rozejrzeć się trochę po Hogwarcie. Jednak nadal czuła na sobie bezczelne spojrzenia uczniów.
- To wszystko przez tą głupią czapkę. - pomyślała kiedy po raz kolejny mijała grupę szepczących i patrzących na nią dziewczyn.
   Właśnie szła w stronę wielkiej sali na śniadanie. Była sama bo jak to zwykle bywa zaspała. Przyśpieszyła kroku czując na sobie czyjeś spojrzenie. Odwróciła głowę w bok i wtedy wpadła na coś twardego. Spojrzała w górę napotykając na swojej drodze stalowe tęczówki. Malfoy przyglądał się jej z kpiną w oczach. Przez chwilę Kate poczuła się trochę dziwnie, ale to minęło kiedy Ślizgon się odezwał.
- Patrz jak chodzisz mieszańcu.
- No chyba ty Malfoy!
   Właśnie wtedy zobaczyła jak się uśmiecha. Jednak to trwało chwilę bo potem na jego twarzy znów zagościła kpina.
- I pomyśleć, że prawie trafiłaś do Slytherinu. - mówił kręcąc głową z niesmakiem.
- Dobrze, że tam nie trafiłam. Nie wytrzymałabym tam z tobą. - odpłaciła się mu mówiąc z pogardą.
   Bardziej rozbawiły go te słowa niż uraziły. Kate poczuła rozczarowanie. Liczyła, że uda jej się go wkurzyć.
- Obym w życiu nie spotkał więcej takich mieszańców. - powiedziała i odwrócił się do niej plecami żeby odejść.
- Super. - mruknęła do siebie.
- Super. - powiedział do niej.
- Świetnie.
- Świetnie. - powtórzył za nią.
  Kate odwróciła się napięcie i szybki krokiem ruszyła do Wielkiej Sali zostawiając sylwetkę Malfoya za sobą. Mimo, że bardzo ją denerwował i obrażał czuła, że coś ją do niego ciągnie. Ale nie wiedziała co. Postanowiła na razie omijać go szerokim łukiem. Usiadła przy stole Gryfonów obok Mel i pogrążyła się z nią w rozmowie co jakiś czas zerkając w stronę Ślizgonów.
 
   Pierwszą lekcją Gryfonów była historia magii. Kate i Melanie usiadły obok Harrego, Rona i Hermiony. W ciągu tych dwóch dni zdążył się z nimi zaprzyjaźnić. Do sali wszedł profesor Binns. Był on jedynym nauczycielem, który nie żył. Co oznaczało, że był duchem.
- On wie, że jest martwy? - szepnęła do Harrego Catherine.
- Chyba nie. Podobno kiedyś zasnął w pokoju nauczycielski i później wyszedł stamtąd bez ciała.- odpowiedział jej.
   Kate nie wiedziała co się spodziewać po tym nauczycielu, ale nigdy by nie pomyślała, że tak po prostu przez całą lekcję będzie mówił i mówił. Całą lekcję miała głowę zakrytą rękami żeby nie było widać, że śpi. Tylko raz podniosła głowę i dostrzegła, że tylko Hermiona i Melanie skrobią coś zawzięcie w swoich zeszytach. Jednak reszta klasy również prawie spała.
   Kolejna lekcja była zaklęcia i uroki. Prowadził ją profesor Fitwick. Był on maleńkim czarodziejem. Żeby go było widać musiał stać na stosie ksiąg. Jednak na tej lekcji Kate nie pokazała swojej dobrej strony. Nauczyciel kazał mi ćwiczyć zaklęcie Avis. Powodowało ono pojawienie się stada fruwających ptaszków. Gryfonka chciała naprawdę wypaść z jak najlepszej strony. Widziała jak już obok Melanie i Hermiony lataj cztery ptaszki, ale Harremu i Ronowi jak na razie się to nie udało. Kate zamknęła oczy. Pozbyła się ona ze wszystkich zbędnych myśli. Oczyściła umysł i przestała słuchać dochodzących z jej otoczenia głosów. Robiła tak jak uczyli ją jej rodzice.
- Avis! - krzyknęła a z końca jej różdżki wyfrunęło nie kilka, a kilkadziesiąt ptaszków.
   Trudno powiedzieć ile ich było, ale otoczyło całą klasę i wyleciało przez otwarte okno. Profesor spojrzał ze zdumieniem na Kate i zapytał:
- Jak się nazywasz?
- Catherine Johnson. - odpowiedziała.
- I jesteś z...
- Gryffindoru.
   Po tych słowach nauczyciel spojrzał na całą klasą przyglądającej się ze zdumieniem całemu zajściu. Nigdy nie widzieli by ktoś stworzył tak dużo ptaków.
- Dzięki pannie Johnson Gryffindor zdobywa 40 punktów. Jeszcze nikomu od 20 lat nie udało się aż tak dokładnie rzucić zaklęcia Avis. 

"Jak udał ci się tego dokonać?"
"Co ty zrobiłaś?"
"To było niezwykłe."
"Sama to widziałam."
  Takie szepty towarzyszyły Kate od chwili, gdy opuściła klasę profesora Fitwicka. Ludzie spoglądali na nią co róż by dalej szeptać na jej temat.
- Nie denerwuj się. Zaraz o tym zapomną. - szepnęła jej na ucho Melanie.
   Jednak Catherine nie potrafiła być tak opanowana i spokojna jak jej przyjaciółka. To była jedna z jej nielicznych wad. Odwróciła się do najbliżej stojącej obok niej grupki dziewczyn, które mówiły coś na jej temat bo usłyszała swoje imię.
- Jeśli macie mi coś do powiedzenia to powiedzcie mi to prosto w twarz, a nie szepczecie sobie po kątach! - wrzasnęła.
   Kilka osób spojrzało na nią pogardliwie i odeszło. Catherine już miała iść na kolejną lekcję, którą były eliksiry kiedy usłyszała za sobą dobrze jej znany głos:
- Chodź pójdziemy razem i usiądziesz ze mną, co?

3 komentarze:

  1. OMG, kolejny świetny rozdział!
    Myślałam, że Catherine trafi do Slytherinu, ale tak też jest dobrze :)
    Czekam na nn <3
    Pozdrawiam, życzę weny i czasu na pisanie,
    @klaudiamalfoy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz.
      Gdyby trafiła do Slytherinu byłoby za idealnie ;)
      Już nie długo kolejny rozdział.

      Usuń
  2. Ehh też myślałam, że będzie to Slytherin. :c .A co z biedną Alex? Będzia teraz tam sama :'c
    Ehh już drze koty z Malofyem nice xd.
    Fajnie, że choć trochę opisałaś część lekcji i nauczycieli, ale trochę za mało.
    A z tymi ptakami gdzieś był błąd "Widziała jak już obok Melanie i Hermiony lataj cztery ptaszki" ą zjadłaś xd.
    Ehhe już z niej prymulkę robisz? Na pierwszych zajęciach no wiesz xd. Well czekam na cdn, i może więcej scenek poza lekcjami... Chwila już masz dalsze chapy xd
    Well, pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń