środa, 2 lipca 2014
środa, 4 czerwca 2014
Wszystkiego najlepszego!
Wiecie kto dzisiaj obchodzi swoje urodziny? Nie wiecie? To ja wam powiem. Draco Malfoy! Nasz ukochany Dracuś. Wszystkiego najlepszego! Zdrowia, szczęścia i takich tam bzdet, a co najważniejsze żebyś w końcu dostrzegł pozytywne cechy w Catherinie!
poniedziałek, 26 maja 2014
Miniaturka - Wspólne życie cz. 1
Główna bohaterka: Hope Moore
Na pustym korytarzu słychać było echo obcasów odbijających się od posadzki. Była noc przez co ściany pełne śpiących obrazów wyglądały przerażająca. Jeden z nich niespodziewanie obudził się i spojrzał mściwie na dziewczynę. Jednak ona się tym nie przejęła i szła dalej ciągnąc za sobą walizkę. W końcu głosy ucichł. Stanęła przed drzwiami.
Niespodziewanie ktoś zapukał do gabinetu McGonagall. Kobieta oderwała swoje oczy od papierów leżących na jej biurku i spojrzała na drzwi. Do pomieszczenia weszła niewielka czerwonowłosa dziewczyna. Była ona ubrana w delikatną miętową bluzeczkę i pastelową rozkloszowaną spódniczkę. Jej włosy były związane w chaotycznego koka. Gdzie nie gdzie spod niego wypadały pasma włosów. Wyglądała na uroczą osobę, ale pozory mylą. Patrzyła na profesor lekko skrępowanym i przerażonym wzrokiem.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale spóźniłam się na pociąg i dopiero teraz dojechałam. - powiedziała cicho.
McGonagall spojrzała na nią zdziwiona. Jednak odpuściła wypytywanie jej o jakiekolwiek szczegóły. Widać było, że jest zmęczona.
- No dobrze. Jak się nazywasz?
- Hope. Hope Moore.
Czerwonowłosa nadal wystraszona usiadła na krzesło, które wskazała jej profesor.
- Panno Moore. Spóźniła się pani także na Tiarę Przydziału przez co musisz przyjść jutro przed zajęciami do gabinetu dyrektora. Tam zostaniesz wybrana do odpowiedniego domu. - powiedziała. - Poza tym jest jeszze jedna sprawa. W ostatnim czasie relacje między domami znacznie się pogorszyły. Dyrekcja postanowiła stworzyć dormitoria dwu, trzy i czteroosobowe. w których będą mieszkać uczniowie z różnych domów. Ma to pomóc w ich integracji. Niestety nie wiem z kim będziesz mieszkać. Pokoje same wybierają sobie domowników. Proszę. Wyciągnij rękę.
Profesor podała jej pudełko pełne malutkich karteczek. Jedna z nich wleciała jej do ręki. Hope spojrzała zaskoczona na McGonagall na co ta uśmiechnęła się do niej uspokajająco.
Hope stała teraz niepewnie na trzecim piętrze przy portrecie, który prowadził do jej dormitorium. Czuła, że stres zjada ją od wewnątrz. Bała się wejść do środka bo była noc, a nie chciała obudzić uczniów. Rozejrzała się jeszcze raz po korytarzu i w końcu szepnęła obrazowi przedstawiającego rycerza hasło.
- Słodkie figle.
- W końcu. Już myślałem, że nie wejdziesz. Miłej nocy. - powiedział po czym otworzył przejście.
Po chwili Hope znalazła się w przestronnym salonie. Jednak nie mogła zbyt wiele o nim powiedzieć gdyż było bardzo ciemno. Po macku szukała swojej różdżki w walizce kiedy nagle potknęła się o coś. Straciła równowagę, ale dzięki wymachiwaniu we wszystkie strony rękami nie wywaliła się. Jednak stało się coś gorszego. Ze stolika o którego się potknęła spadł wazon roztrzaskując się na ziemi robiąc przy tym niemały hałas. Drewniane drzwi otworzył się gwałtownie ukazując młodego chłopaka. Choć Hope próbowała nie mogła oderwać od niego wzroku. Wyglądał jak ideał mężczyzny. Miał on krótkie blond wręcz białe włosy, które układały się na nim w nieładzie i stalowe tęczówki hipnotyzujące ją. Kiedy dostrzegła, że ma on na sobie tylko szare dresowe spodnie zarumieniła się jednak przez panującą w pomieszczeniu ciemność nie dostrzegł tego.
- Co ty tutaj robisz? Nie wiesz, że to prywatne dormitorium idiotko? - powiedział przerywając ciszę.
Wtedy właśnie skojarzyła ten głos. Cyniczny, ironiczny i chłodny głos. Poczuła się głupio, że przed chwilą miała chwilę słabości do tego dupka.
- Mi też cię miło widzieć Malfoy. Tęskniłeś?
- Moore?!
_________________________________________________________________________________
HELLO!
Znowu wróciłam, ale niestety bez rozdziału. Klapa co? Chciała dodać rozdział, ale go nie napisałam. Tak wiem jestem okrutna i wgl, ale postanowiłam dodać chociaż miniaturkę której i tak nie
skończyła. Nigdy nie potrafię niczego dokończyć więc możliwe, że i tego nie skończę. Módlcie się żebym chociaż to skończyła. Jak będą wakacje obiecuję, że zacznę pisać. Na razie mam kupę roboty w szkole. No zostało około 30 dni do wakacji! Kto się cieszy? Na pewno ja. To tak na razie tyle. To do zobaczenia.
Audrey
niedziela, 18 maja 2014
Rozdział 5 - Dlaczego on? cz.1
Kate obudziła się czując na swojej twarzy wschodzące słońce, które przedzierało się przez zasłonięte zasłony okna. Uśmiechnęła się mimowolnie na myśl o dzisiejszym dniu.
- W końcu upragniona sobota. - pomyślała.
Przeciągając i ziewając wstała z łóżka. Ubrała się szybko i ruszyła na śniadanie. Dudnienie jej kroków było słychać na całym korytarzu. W pobliżu nie było ani jednej żywej duszy. Mimowolnie wzdrygnęła się myśląc co by było gdyby ktoś ją zaatakował. Nagle usłyszała w oddali kroki. Pod wpływem impulsu schowała się za najbliższym posągiem. Kiedy kroki stały się coraz głośniejsze wychyliła lekko głowę i dostrzegła blond czuprynę.
- Malfoy.. - pomyślała.
Podbiegła do niego i zrównała się z nim krokiem. Draco spojrzał na nią zaskoczony jednak potem ukrył się pod swoją maską obojętności.
- Czego chcesz Johnson? - warknął nawet na nią nie patrząc.
- Mnie też miło mi cię widzieć, Malfoy. - uśmiechnęła się ironicznie - Nie mógłbyś być choć raz dla mnie miły?
Spojrzał na nią zaskoczony jednak odezwał się głosem pozbawionym barwy.
- To, że jeszcze cię nie zacząłem wyzywać to już jest coś, a ty jeszcze chcesz żebym był dla ciebie "miły"? Idź do Świętego Munga. Może tam wyleczą twoją głupotę. - powiedział do niej jadowitym tonem i przyśpieszył kroku.
- Wiesz co? Szczerze z całego serca cię nienawidzę! Słyszysz?! Jesteś aroganckim, bezczelnym, wrednym... - krzyknęła za nim.
Jednak nie zdążyła dokończyć swojego monologu gdyż Draco złapał ją za gardło i przytwierdził do ściany na dojąc jej jakiejkolwiek drogi ucieczki.
- Nigdy mnie tak nie nazywaj głupi mieszańcu. - powiedział do niej dokładnie akcentując każde słowo.
Draco był tak blisko, że Kate czuła jego zimny oddech na swoje skórze. Wzdrygnęła się lekko. Ślizgon widząc to przysunął się do niej jeszcze bardziej i wyszeptał jej do ucha:
- Za wiele sobie nie pozwalasz.
Ścisnął mocniej jej gardło aż Catherine powoli zamazywał się obraz od nadmiaru łez. Kiedy pomyślała, że straci przytomność Draco puścił ją przez co upadła na posadzkę. Zaczęła łapczywie nabierać powietrza w płuca czując się zażenowana, że tak łatwo poddała się bez walki. Malfoy był tak jakby jej słabym punktem. Słabym punktem, który musi zniszczyć. Nigdy z nikim nie miała najmniejszych problemów. We Francji nawet zdarzało jej się szantażować kilkoro młodszych uczniów z czego nie jest teraz dumna. Wstała otrzepując się z niewidzialnego kurzu i ruszyła słabym krokiem do Wielkiej Sali.
Usiadła obok Rona i Hermiony. Jednak nie potrafiła z nimi rozmawiać gdyż jej myśli ciągle zaprzątał pewien Ślizgon. Jak on może być dla niej taki wredny? Co ona dla niego takiego zrobiła? Niestety jej przemyślenia przerwał głos Rona.
- Khate zoa toyboł. - powiedział z pełnymi ustami.
Hermiona na te zachowanie tylko wywróciła oczami. Z wypowiedzi Rona kompletnie nic nie zrozumiała jednak z pomocą przyszedł jej Harry.
- Odwróć się. Ten mały chyba coś od ciebie chce.
Odwróciła się. Mały chłopiec najprawdopodobniej pierwszoroczny wcisnął jej do ręki kartkę i uciekł ile sił w nogach. Kate nie zwróciła jednak uwagi na niego tylko ze złością wpatrywała się w treść zawartą na pergaminie.
Twoja kara rozpocznie się dzisiaj, o jedenastej wieczorem.
Proszę czekać przy chatce gajowego na Hagrida.
Profesor M. McGonagall
Kate zupełnie zapomniała o swoim areszcie. Kiedy rano się obudziła myślała, że to tylko sen. Jednak pomyliła się. Wiedziała, że zasługuję na karę. Codziennie spóźniała się na pierwszą lekcje, ale za jakie grzechy ma mieć tą karę z Malfoyem?
- Życie jest niesprawiedliwe.
_________________________________________________________________
Taaaaaddaaaa! :c
O em dżi. Przepraszam was za takie straszne coś :c No bo ja mam pomysł na tego bloga tylko nie do końca mi to wychodzi. Już dawno powinnam dodać ten rozdział, ale stanęłam w miejscu i dalej nie wiem co napisać. Nie chcę być okrutna i dodaję chociaż część tego rozdziału. Jak widać tak średnio mi wyszedł, ale mam wielkie ambicje. Niestety jedną moją wadą jest, że nie potrafię pisać
scenek miłosnych. Nigdy nich nie pisałam. Muszę wziąć się w garść i spróbować bo jeszcze nikt nie będzie chciał tego czytać. Dopiero wtedy to będzie klapa. Chciałabym mieć więcej czasu na tego bloga, ale nauczyciele tak cisnął, a ja mam mega złe oceny. Teraz biorę się do nauki i przez to ucierpiał mój blog. A tak jeszcze poza tym dziękuję wszystkim moim czytelniczkom, których mam mało, ale i tak wchodzą żeby czytać moje wypociny. Obiecuję, że będę częściej wstawiać posty. Właśnie teraz pracuję nad taką jedną miniaturką. Kiedy ją skończę na pewno wstawię ją. Mam jeszcze jedną prośbę do was. Jeśli ktoś to czyta niech wstawi chociaż jakiś krótki komentarz. To mnie bardzo motywuje to dalszego pisania.
Tak mnie jeszcze zastanawia co sądzicie o Catherine? Nie jest ona za mocno idealna albo buntownicza? Bo ostatnio zauważyłam, że moje postacie w opowiadaniach nie mają wad, a tacy bohaterowie to można by powiedzieć, że to wcale nie są bohaterowie. Waszym zdaniem jakie wady powinna mieć Kate? (Wiem. Te pytanie brzmi dziwnie xd) Wasze zdanie na pewno mocno mi pomoże.
Rozdział postaram się skończyć jak najszybciej. Obiecuję.
- W końcu upragniona sobota. - pomyślała.
Przeciągając i ziewając wstała z łóżka. Ubrała się szybko i ruszyła na śniadanie. Dudnienie jej kroków było słychać na całym korytarzu. W pobliżu nie było ani jednej żywej duszy. Mimowolnie wzdrygnęła się myśląc co by było gdyby ktoś ją zaatakował. Nagle usłyszała w oddali kroki. Pod wpływem impulsu schowała się za najbliższym posągiem. Kiedy kroki stały się coraz głośniejsze wychyliła lekko głowę i dostrzegła blond czuprynę.
- Malfoy.. - pomyślała.
Podbiegła do niego i zrównała się z nim krokiem. Draco spojrzał na nią zaskoczony jednak potem ukrył się pod swoją maską obojętności.
- Czego chcesz Johnson? - warknął nawet na nią nie patrząc.
- Mnie też miło mi cię widzieć, Malfoy. - uśmiechnęła się ironicznie - Nie mógłbyś być choć raz dla mnie miły?
Spojrzał na nią zaskoczony jednak odezwał się głosem pozbawionym barwy.
- To, że jeszcze cię nie zacząłem wyzywać to już jest coś, a ty jeszcze chcesz żebym był dla ciebie "miły"? Idź do Świętego Munga. Może tam wyleczą twoją głupotę. - powiedział do niej jadowitym tonem i przyśpieszył kroku.
- Wiesz co? Szczerze z całego serca cię nienawidzę! Słyszysz?! Jesteś aroganckim, bezczelnym, wrednym... - krzyknęła za nim.
Jednak nie zdążyła dokończyć swojego monologu gdyż Draco złapał ją za gardło i przytwierdził do ściany na dojąc jej jakiejkolwiek drogi ucieczki.
- Nigdy mnie tak nie nazywaj głupi mieszańcu. - powiedział do niej dokładnie akcentując każde słowo.
Draco był tak blisko, że Kate czuła jego zimny oddech na swoje skórze. Wzdrygnęła się lekko. Ślizgon widząc to przysunął się do niej jeszcze bardziej i wyszeptał jej do ucha:
- Za wiele sobie nie pozwalasz.
Ścisnął mocniej jej gardło aż Catherine powoli zamazywał się obraz od nadmiaru łez. Kiedy pomyślała, że straci przytomność Draco puścił ją przez co upadła na posadzkę. Zaczęła łapczywie nabierać powietrza w płuca czując się zażenowana, że tak łatwo poddała się bez walki. Malfoy był tak jakby jej słabym punktem. Słabym punktem, który musi zniszczyć. Nigdy z nikim nie miała najmniejszych problemów. We Francji nawet zdarzało jej się szantażować kilkoro młodszych uczniów z czego nie jest teraz dumna. Wstała otrzepując się z niewidzialnego kurzu i ruszyła słabym krokiem do Wielkiej Sali.
Usiadła obok Rona i Hermiony. Jednak nie potrafiła z nimi rozmawiać gdyż jej myśli ciągle zaprzątał pewien Ślizgon. Jak on może być dla niej taki wredny? Co ona dla niego takiego zrobiła? Niestety jej przemyślenia przerwał głos Rona.
- Khate zoa toyboł. - powiedział z pełnymi ustami.
Hermiona na te zachowanie tylko wywróciła oczami. Z wypowiedzi Rona kompletnie nic nie zrozumiała jednak z pomocą przyszedł jej Harry.
- Odwróć się. Ten mały chyba coś od ciebie chce.
Odwróciła się. Mały chłopiec najprawdopodobniej pierwszoroczny wcisnął jej do ręki kartkę i uciekł ile sił w nogach. Kate nie zwróciła jednak uwagi na niego tylko ze złością wpatrywała się w treść zawartą na pergaminie.
Twoja kara rozpocznie się dzisiaj, o jedenastej wieczorem.
Proszę czekać przy chatce gajowego na Hagrida.
Profesor M. McGonagall
Kate zupełnie zapomniała o swoim areszcie. Kiedy rano się obudziła myślała, że to tylko sen. Jednak pomyliła się. Wiedziała, że zasługuję na karę. Codziennie spóźniała się na pierwszą lekcje, ale za jakie grzechy ma mieć tą karę z Malfoyem?
- Życie jest niesprawiedliwe.
_________________________________________________________________
Taaaaaddaaaa! :c
O em dżi. Przepraszam was za takie straszne coś :c No bo ja mam pomysł na tego bloga tylko nie do końca mi to wychodzi. Już dawno powinnam dodać ten rozdział, ale stanęłam w miejscu i dalej nie wiem co napisać. Nie chcę być okrutna i dodaję chociaż część tego rozdziału. Jak widać tak średnio mi wyszedł, ale mam wielkie ambicje. Niestety jedną moją wadą jest, że nie potrafię pisać
scenek miłosnych. Nigdy nich nie pisałam. Muszę wziąć się w garść i spróbować bo jeszcze nikt nie będzie chciał tego czytać. Dopiero wtedy to będzie klapa. Chciałabym mieć więcej czasu na tego bloga, ale nauczyciele tak cisnął, a ja mam mega złe oceny. Teraz biorę się do nauki i przez to ucierpiał mój blog. A tak jeszcze poza tym dziękuję wszystkim moim czytelniczkom, których mam mało, ale i tak wchodzą żeby czytać moje wypociny. Obiecuję, że będę częściej wstawiać posty. Właśnie teraz pracuję nad taką jedną miniaturką. Kiedy ją skończę na pewno wstawię ją. Mam jeszcze jedną prośbę do was. Jeśli ktoś to czyta niech wstawi chociaż jakiś krótki komentarz. To mnie bardzo motywuje to dalszego pisania.
Tak mnie jeszcze zastanawia co sądzicie o Catherine? Nie jest ona za mocno idealna albo buntownicza? Bo ostatnio zauważyłam, że moje postacie w opowiadaniach nie mają wad, a tacy bohaterowie to można by powiedzieć, że to wcale nie są bohaterowie. Waszym zdaniem jakie wady powinna mieć Kate? (Wiem. Te pytanie brzmi dziwnie xd) Wasze zdanie na pewno mocno mi pomoże.
Rozdział postaram się skończyć jak najszybciej. Obiecuję.
Wasza,
Audrey :*
Ps. Bardzo proszę skomentujcie moją pracę.
czwartek, 1 maja 2014
Rozdział 4 - Niespodziewana niespodzianka
Od pamiętnego szlabanu u Snape'a minął miesiąc. Wiele od tego czasu się nie zmieniło. Jedynie nienawiść pomiędzy Ślizgonami, a Gryfonami znacznie się zwiększyła. Zwłaszcza pomiędzy Kate, a Draco. Na każdym kroku docinali sobie i wyzywali. Nie kiedy dochodziły rękoczyny, które jednak były łagodzone przez nauczycieli, którzy szybko interweniowali. Nie tylko pomiędzy domami były kłótnie, ale także w samym Gryffiindorze. Melanie i Hermiona mimo, że siedziały razem odnosiły się do siebie dosyć chłodno. To przez tą ich ciągłą rywalizację. Mimo tych spięć Kate czuła się dobrze w Hogwarcie.
W jednym z dormitorium dziewczyna o blond włosach leżała w łóżku oddychając miarowo. Była sama. Wszyscy byli na śniadaniu tylko ona nie potrafiła obudzić się i przerwać błogi sen. Nagle do pokoju wbiegła Melanie. Nie zatrzymując rzuciła się na łóżko przyjaciółki spychając ją.
- Catherine Rosalie Johnson! Wstawaj natychmiast! Chyba nie chcesz zaspać?!
Kate wstała gwałtownie zrzucając z siebie brunetkę i niewiele myśląc zaczęła ubierać swoją szatę. Chwyciła torbę i wybiegła z dormitorium nie zaszczycając ani jednym spojrzeniem Melanie.
- Z kim ja żyję? - zapytała samą siebie nim wybiegła za nią.
Catherine zwolniła dopiero kiedy dostrzegła drzwi prowadzące do Wielkiej Sali. Wtedy dogoniła ją Mel. Gdy tylko doszły do stołu Gryfonów, powitał je Harry, Ron i Hermiona. Choć ta ostatnia nieco chłodniejszym tonem. Usiadły pomiędzy Prawie Bezgłowym Nickiem, duchem-rezydentem Gryffindoru, a Harrym. Gryfonka przebiegła wzrokiem stół Ślizgonów, choć nie było takiej potrzeby. Liczyła na to, że Malfoy nie ma.
- Znowu jest. - odparła chłodno. - Czy on nie może przynajmniej raz się rozchorować albo spaść z miotły? Ewentualnie zginąć śmiercią tragiczną?
- Nie histeryzuj. Przecież nie mamy dzisiaj z nimi żadnej lekcji. Chyba... - ostatnie słowo szepnęła już do siebie. Jednak Kate je usłyszała.
- Co to znaczy chyba?
- Chyba wróżbiarstwo mamy ze Ślizgonami.
Zapadło milczenia, a potem Catherine powiedziała cicho, tak żeby jej nie dosłyszeli Harry, Ron i Hermiona.
- On się ciągle na mnie gapi... jakby chciał żebym padła trupem...
Nie czekając na odpowiedź Mel jeszcze raz omiotła wzrokiem stół. Draco Malfoy ubrany w czarną czatę patrzył na nią z żądzą mordu. Gryfonka odwróciła wzrok czując się skrępowana jego spojrzeniem. Chcąc zając się czym innym miała zamiar porozmawiać z Harrym, Ronem i Mioną. Jednak zauważyła, że są oni nachyleni do siebie i szepcą coś między sobą. Spojrzeli na chwilę na stół nauczycielski i wybiegli z sali. Catherine była nieco zdziwiona ich zachowanie. Jednak nie chciała zaprzątać sobie nimi głowy. Miała inne sprawy do załatwienia. A mianowicie Malfoy.
Szła korytarzem, a raczej biegła bo za kilka minut miała zacząć się lekcja. Nie chciała się spóźnić bo od dłuższego czasu zdarzało jej się to prawie codziennie. Nagle wpadła na coś twardego. Podniosła głowę i napotkała surowy wzrok McGonagall. Udało jej się tylko wydukać ciche "Przepraszam" i już miała ruszać biegiem dalej kiedy nauczycielka ją zatrzymała.
- Panno Johnson! Pójdzie pani ze mną!
- Ale ja nic nie zrobiłam... - udało jej się jedynie powiedzieć.
- Czy ja powiedziałam, że coś zrobiłaś?
Nie wiedząc co o tym myśleć biegiem ruszyła za profesor zmierzającą wielkim korkami w nieznaną jej stornę. Wspięły się po schodach i mijały puste korytarze, a McGonagall nie odezwała się do niej ani słowem. W końcu z głośnym trzaskiem otworzyła drzwi do swojego gabinetu przykuwając przy tym uwagę reszty uczniów siedzących na krzesłach. Kate z zaciekawieniem rozejrzała się po pomieszczeniu. Dopiero drugi raz w sowim życiu trafiła do tego pomieszczenia. Za pierwszym razem opiekunka jej domu zauważyła, że regularnie spóźnia się na zajęcia. Teraz jednak była pewna, że nie po to profesor tak niespodziewanie zaciągnęła ją tutaj. W pomieszczeniu była również Melanie, Harry, Ron, Hermiona, Blaise i ku niezadowoleniu Kate Malfoy oraz kilkoro nieznanych jej uczniów.
- Usiądź Johnoson. - powiedziała McGonagall - A później porozmawiamy na temat na temat twojego spóźniania.
Malfoy i Zabini cicho parsknęli śmiechem, ale Catherine ich zignorowała. Usiadła na pobliskim krześle obok Mel i spojrzała na profesor.
- Spotkałam się z wami tutaj by omówić ważną sprawę. Otóż kilkoro z was dokonało haniebnego czynu jakim jest włamanie się i zdemolowanie gabinetu profesora Snape'a.
W gabinecie momentalnie zapanowała głucha cisza.Nikt nie odezwała się ani słowem. Wydawało się nawet jakby nikt nie oddychał. Profesor cały czas patrzyła groźnie w stronę Harrego, Rona i Hermiony, a oni usilnie unikali jej wzroku. Dopiero teraz dotarło do reszty to, że oni stoją za tym "haniebnym czynem". Kate mimowolnie odetchnęła z ulgą.
- Razem z profesorem Snapem ustaliliśmy, że Ron i Hermiona roztają zwolnieni z obowiązków perfekta naczelnego. - kobieta zrobiła krótką przerwę i westchnęła z rezygnacją - a pan Potter ma zakaz gry w Quidditcha i tym samym zostaje wyrzucony z drużyny.
Cichy pisk wyrwał się z ust Hermiony. Mimo tego, że Kate miała słabe stosunki z nimi współczuła i z całego serca. W ciągu tego miesiąca zauważyła, że Quidditch jest dla Harrego całym życiem. "Jak kiedyś dla mnie" przeszła przez nią myśl którą szybko odpędziła. Z dalszych jej rozmyślań wyrwał ją głos głos McGonagall.
- Miejsce perfektów naczelnych Gryffindoru zajmą Melanie Clark i Catherine Johnson. Możecie już wyjść.
Kate wstała ze swojego miejsca i już miała wychodzić kiedy usłyszała za sobą chłodny głos profesor.
- Panno Johnson i panie Malfoy zostańcie na chwilę.
- Czyżby chodziło o ten ostatni numer, który wywinęła dla Malfoy'a i jego kolegów? - pytał głos w jej głowie. Jednak szybko odpędziła z siebie tę myśl. Nikt przecież nie wiedziała, że to ona robi mu głupie numery takie jak związanie nóg na korytarzu.
- Pani zachowanie panno Johnson w ostatnim czasie było karygodne.
Malfoy na ten komentarz uśmiechnął się kpiąco i zaśmiał się cicho pod nosem.
- Pana też. - dodała patrząc na Ślizgona - Razem z profesorem Snape'm postanowiliśmy ukarać was za te głupie komentarze na lekcji i sztuczki na przerwach.
Kate spojrzała na McGonagall dziwnym wzrokiem. "Czyżby ona wiedziała?"
- Tak, panno Johnoson. Widziała jak pani związała dla pana Malfoy'a nogi na korytarzu.
Malfoy spojrzał na nią mściwym wzrokiem. Na to Gryfonka lekko się uśmiechnęła.
- Uznałam, że wasze stosunki poprawią się jeśli spędzicie ze sobą więcej czasu. Od dzisiaj przez tydzień będziecie pomagać Hagridowi.
Malfoy już chciał coś powiedzieć kiedy przegoniła go Kate.
- Ale...
- Żadnych "ale", a teraz zmykajcie - powiedziała po czym spojrzała na nich groźnie.
Catherine wyszła szybkim krokiem nie zaszczycając ani jednym spojrzeniem Malfoya. Chciała go wyminąć i zamknąć się w swoim dormitorium żeby przez cały wieczór ubolewać nad swoim nieszczęściem. Niestety nie było jej to dane gdyż Draco złapał ją mocno za ramię i przygwoździł do ściany.
- To wszystko twoja wina, mieszańcu! - syknął prosto do jej ucha.
Kate z całej siły odepchnęła od siebie Ślizgona czując, że dusi się w jego towarzystwie.
- Moja? To TWOJA wina! - krzyknęła.
- Nie rozśmieszaj mnie, Johnson. Gdybyś choć przez chwilę opanowała swoje hormony i chęć pocałowania mnie to może nie mielibyśmy tej kary. Jak chcesz spędzić ze mną więcej czasu wystarczyło poprosić. Co z tego, że bym się nie zgodził... - zaczął śmiejąc się złośliwie co za skutkowało prychnięciem Gryfonki.
- Zamkniesz się w końcu? - zapytała po czym wyminęła go i biegiem udała się do swojego dormitorium.
W jednym z dormitorium dziewczyna o blond włosach leżała w łóżku oddychając miarowo. Była sama. Wszyscy byli na śniadaniu tylko ona nie potrafiła obudzić się i przerwać błogi sen. Nagle do pokoju wbiegła Melanie. Nie zatrzymując rzuciła się na łóżko przyjaciółki spychając ją.
- Catherine Rosalie Johnson! Wstawaj natychmiast! Chyba nie chcesz zaspać?!
Kate wstała gwałtownie zrzucając z siebie brunetkę i niewiele myśląc zaczęła ubierać swoją szatę. Chwyciła torbę i wybiegła z dormitorium nie zaszczycając ani jednym spojrzeniem Melanie.
- Z kim ja żyję? - zapytała samą siebie nim wybiegła za nią.
Catherine zwolniła dopiero kiedy dostrzegła drzwi prowadzące do Wielkiej Sali. Wtedy dogoniła ją Mel. Gdy tylko doszły do stołu Gryfonów, powitał je Harry, Ron i Hermiona. Choć ta ostatnia nieco chłodniejszym tonem. Usiadły pomiędzy Prawie Bezgłowym Nickiem, duchem-rezydentem Gryffindoru, a Harrym. Gryfonka przebiegła wzrokiem stół Ślizgonów, choć nie było takiej potrzeby. Liczyła na to, że Malfoy nie ma.
- Znowu jest. - odparła chłodno. - Czy on nie może przynajmniej raz się rozchorować albo spaść z miotły? Ewentualnie zginąć śmiercią tragiczną?
- Nie histeryzuj. Przecież nie mamy dzisiaj z nimi żadnej lekcji. Chyba... - ostatnie słowo szepnęła już do siebie. Jednak Kate je usłyszała.
- Co to znaczy chyba?
- Chyba wróżbiarstwo mamy ze Ślizgonami.
Zapadło milczenia, a potem Catherine powiedziała cicho, tak żeby jej nie dosłyszeli Harry, Ron i Hermiona.
- On się ciągle na mnie gapi... jakby chciał żebym padła trupem...
Nie czekając na odpowiedź Mel jeszcze raz omiotła wzrokiem stół. Draco Malfoy ubrany w czarną czatę patrzył na nią z żądzą mordu. Gryfonka odwróciła wzrok czując się skrępowana jego spojrzeniem. Chcąc zając się czym innym miała zamiar porozmawiać z Harrym, Ronem i Mioną. Jednak zauważyła, że są oni nachyleni do siebie i szepcą coś między sobą. Spojrzeli na chwilę na stół nauczycielski i wybiegli z sali. Catherine była nieco zdziwiona ich zachowanie. Jednak nie chciała zaprzątać sobie nimi głowy. Miała inne sprawy do załatwienia. A mianowicie Malfoy.
Szła korytarzem, a raczej biegła bo za kilka minut miała zacząć się lekcja. Nie chciała się spóźnić bo od dłuższego czasu zdarzało jej się to prawie codziennie. Nagle wpadła na coś twardego. Podniosła głowę i napotkała surowy wzrok McGonagall. Udało jej się tylko wydukać ciche "Przepraszam" i już miała ruszać biegiem dalej kiedy nauczycielka ją zatrzymała.
- Panno Johnson! Pójdzie pani ze mną!
- Ale ja nic nie zrobiłam... - udało jej się jedynie powiedzieć.
- Czy ja powiedziałam, że coś zrobiłaś?
Nie wiedząc co o tym myśleć biegiem ruszyła za profesor zmierzającą wielkim korkami w nieznaną jej stornę. Wspięły się po schodach i mijały puste korytarze, a McGonagall nie odezwała się do niej ani słowem. W końcu z głośnym trzaskiem otworzyła drzwi do swojego gabinetu przykuwając przy tym uwagę reszty uczniów siedzących na krzesłach. Kate z zaciekawieniem rozejrzała się po pomieszczeniu. Dopiero drugi raz w sowim życiu trafiła do tego pomieszczenia. Za pierwszym razem opiekunka jej domu zauważyła, że regularnie spóźnia się na zajęcia. Teraz jednak była pewna, że nie po to profesor tak niespodziewanie zaciągnęła ją tutaj. W pomieszczeniu była również Melanie, Harry, Ron, Hermiona, Blaise i ku niezadowoleniu Kate Malfoy oraz kilkoro nieznanych jej uczniów.
- Usiądź Johnoson. - powiedziała McGonagall - A później porozmawiamy na temat na temat twojego spóźniania.
Malfoy i Zabini cicho parsknęli śmiechem, ale Catherine ich zignorowała. Usiadła na pobliskim krześle obok Mel i spojrzała na profesor.
- Spotkałam się z wami tutaj by omówić ważną sprawę. Otóż kilkoro z was dokonało haniebnego czynu jakim jest włamanie się i zdemolowanie gabinetu profesora Snape'a.
W gabinecie momentalnie zapanowała głucha cisza.Nikt nie odezwała się ani słowem. Wydawało się nawet jakby nikt nie oddychał. Profesor cały czas patrzyła groźnie w stronę Harrego, Rona i Hermiony, a oni usilnie unikali jej wzroku. Dopiero teraz dotarło do reszty to, że oni stoją za tym "haniebnym czynem". Kate mimowolnie odetchnęła z ulgą.
- Razem z profesorem Snapem ustaliliśmy, że Ron i Hermiona roztają zwolnieni z obowiązków perfekta naczelnego. - kobieta zrobiła krótką przerwę i westchnęła z rezygnacją - a pan Potter ma zakaz gry w Quidditcha i tym samym zostaje wyrzucony z drużyny.
Cichy pisk wyrwał się z ust Hermiony. Mimo tego, że Kate miała słabe stosunki z nimi współczuła i z całego serca. W ciągu tego miesiąca zauważyła, że Quidditch jest dla Harrego całym życiem. "Jak kiedyś dla mnie" przeszła przez nią myśl którą szybko odpędziła. Z dalszych jej rozmyślań wyrwał ją głos głos McGonagall.
- Miejsce perfektów naczelnych Gryffindoru zajmą Melanie Clark i Catherine Johnson. Możecie już wyjść.
Kate wstała ze swojego miejsca i już miała wychodzić kiedy usłyszała za sobą chłodny głos profesor.
- Panno Johnson i panie Malfoy zostańcie na chwilę.
- Czyżby chodziło o ten ostatni numer, który wywinęła dla Malfoy'a i jego kolegów? - pytał głos w jej głowie. Jednak szybko odpędziła z siebie tę myśl. Nikt przecież nie wiedziała, że to ona robi mu głupie numery takie jak związanie nóg na korytarzu.
- Pani zachowanie panno Johnson w ostatnim czasie było karygodne.
Malfoy na ten komentarz uśmiechnął się kpiąco i zaśmiał się cicho pod nosem.
- Pana też. - dodała patrząc na Ślizgona - Razem z profesorem Snape'm postanowiliśmy ukarać was za te głupie komentarze na lekcji i sztuczki na przerwach.
Kate spojrzała na McGonagall dziwnym wzrokiem. "Czyżby ona wiedziała?"
- Tak, panno Johnoson. Widziała jak pani związała dla pana Malfoy'a nogi na korytarzu.
Malfoy spojrzał na nią mściwym wzrokiem. Na to Gryfonka lekko się uśmiechnęła.
- Uznałam, że wasze stosunki poprawią się jeśli spędzicie ze sobą więcej czasu. Od dzisiaj przez tydzień będziecie pomagać Hagridowi.
Malfoy już chciał coś powiedzieć kiedy przegoniła go Kate.
- Ale...
- Żadnych "ale", a teraz zmykajcie - powiedziała po czym spojrzała na nich groźnie.
Catherine wyszła szybkim krokiem nie zaszczycając ani jednym spojrzeniem Malfoya. Chciała go wyminąć i zamknąć się w swoim dormitorium żeby przez cały wieczór ubolewać nad swoim nieszczęściem. Niestety nie było jej to dane gdyż Draco złapał ją mocno za ramię i przygwoździł do ściany.
- To wszystko twoja wina, mieszańcu! - syknął prosto do jej ucha.
Kate z całej siły odepchnęła od siebie Ślizgona czując, że dusi się w jego towarzystwie.
- Moja? To TWOJA wina! - krzyknęła.
- Nie rozśmieszaj mnie, Johnson. Gdybyś choć przez chwilę opanowała swoje hormony i chęć pocałowania mnie to może nie mielibyśmy tej kary. Jak chcesz spędzić ze mną więcej czasu wystarczyło poprosić. Co z tego, że bym się nie zgodził... - zaczął śmiejąc się złośliwie co za skutkowało prychnięciem Gryfonki.
- Zamkniesz się w końcu? - zapytała po czym wyminęła go i biegiem udała się do swojego dormitorium.
Nowy blog!
Hej! Przykro mi, ale nie napisałam jeszcze nowego rozdziału. Za to założyłam nowego bloga. Dopiero napisałam prolog, ale jestem w trakcie kończenia 1 rozdziału. Oto link: KLIKNIJ
Pozdrawiam Audrey
Ps. Już nie długo 4 rozdział...
środa, 23 kwietnia 2014
Rozdział 3 - Kara musi być
Odwróciła się i spojrzała na Alex. Odkąd trafiła do Slytherinu nie zamieniły ze sobą ani jednego zdania. Kate czuła do niej żal. Miały się ze sobą nie rozstawać. Teraz brunetka patrzyła na nią swoimi czekoladowymi oczami z nadzieją. Gryfonka nie potrafiła długo się na nią gniewać.
- No dobra, ale nie boisz się, że będą o tobie gadać? W końcu ja jestem z Gryffindoru, a już się skapnęłam, że powinnyśmy się nienawidzić. - spojrzała na nią podejrzliwie.
Alex znana jej była z tego, że reputacja i wygląd były dla niej wszystkim. Potrafiła przerwać z kimś przyjaźń z bardzo błahych powodów. Tak naprawdę mało osób wiedziało, że jest ona dwulicową osobą. Do tej nielicznej grupy należała Catherine. Mimo jej ciągłej paplaniny o ciuchach, chłopakach i obgadywaniu innych bardzo ją lubiła. Za żadne skarby nie zmieniłaby w niej czegoś. Była dla niej wyjątkowa taka jaka jest.
- Nie jestem tobą. Nie będę wrzeszczeć na ludzi tak jak ty.
Obie zaśmiały się głośno i szybkim krokiem ruszyły w stronę lochów. Catherine rozejrzała się dokładnie. Było tu zimniej niż w reszcie zamku, a w dodatku wzdłuż ścian stały półki pełne słojów, w których pływały najróżniejsze marynowanie zwierzęta. Większość uczniów dostawała gęsiej skórki na sam jej widok, ale blondynka w przeciwieństwie do nich czuła podniecenie i rosnącą w niej ekscytację. Chciały wejść do sali, ale przy drzwiach stała grupka Ślizgonów na czele, której stał nie kto inny jak Draco Malfoy. Kate kompletnie zapomniała, że również z nim będzie miała zajęcia. Jej dobry humor równie szybko jak się pojawił tak też znikł. Zacisnęła ręce w pięść aż jej pobladły kostki i z podniesioną głową starała się ominąć blondyna. Jednak to nie było łatwe zadanie. Kiedy Draco zobaczył jego kolejną ofiarę do znęcanie się w tym roku zagrodził jej drogę.
- Nie tak szybko mieszańcu. Nie chcesz z nami pogadać? Strach cię obleciał? - zapytał łapiąc ją za ramie, a jego koledzy parsknęli śmiechem.
Kate spojrzała w stronę swoje przyjaciółki, ale nie znalazła w niej żadnego poparcia. Alex starała się zignorować całą tą sytuacje. W pewnym sensie rozumiała jej zachowanie. Była Ślizgonką, a jeśli zadrze z uczniami z jej domu to może to się dla niej źle skończyć. Jednak w tej chwili czuła złość przechodzącą przez całe jej ciało. Spojrzała prosto w oczy Ślizgona z nieukrywaną nienawiścią. Szarpnęła wyrywając się w ten sposób z jego mocnego uścisku. Nim Malfoy zdążył jakkolwiek zareagować Gryfonka była już w klasie. Tylko na odchodne powiedziała:
- Idź się lecz bo niedługo już nic ci nie pomoże.
Nie widziała reakcji Ślizgona, ale była pewna, że cały trzęsie się ze złości. Nie zwracając uwagi na zaciekawione spojrzenia i ciche szepty uczniów usiadła obok Alex.
- Przepraszam, że ci nie pomogłam, ale widzę, że sama sobie poradziłaś.
- Następnym razem zrobię takiego focha, że będę cię omijać przez miesiąc.
Nim Alex zdążyła cokolwiek powiedzieć do sali wszedł nauczyciel. Z tego co słyszała Gryfonka był to profesor Snape. Przyjrzała mu się dokładnie. Według niej wyglądał przerażająco jednak i to nie zniechęciło ją do tej lekcji. Nadal była podekscytowania, że w końcu pokaże na co ją stać. Eliksiry w Beauxbatons były jej ulubioną lekcją. Nawet Melanie nie przebijała jej wiedzą na tym przedmiocie. Z uwagą słuchała każdego jego słowa i analizowała je dogłębnie.
- Tak ja mówiłem to wzeszłym i w każdym wcześniejszym roku jesteście tutaj, żeby nauczyć się subtelnej, a jednocześnie ścisłej sztuki przyrządzania eliksirów. - zaczął.
Te słowa Kate coś przypominały. Po chwilowym zastanowieniu się zrozumiała, że podobne słowa padły z ust jej wcześniejszej profesor. Kiedy chciała to powiedzieć Ślizgonce, która rówierz wyglądała na zamyśloną w ich stronę spojrzał Snape. Obdarował je mrożącym krew w żyłach spojrzeniem i prawie, że wysyczał.
- O czym tak dyskutujecie. Może podzielicie się z nami swoimi ploteczkami?
Draco Malfoy i jego przyjaciele Crabbe i Goyle parsknęli śmiechem, zakrywając twarze rękami. Mimo zjadliwego tonu nauczyciela Kate ani przez chwilę nie czuła speszona. Pytanie Snape'a jeszcze bardziej wzbudziło jej ciekawość.
- Bo ja się zastanawiam czy pan zna profesor Prince? Uczyła ona nas w Beauxbatons.
Snape po tych słowach momentalnie zbladł chociaż nie było widać po nim tego. Próbując zamaskować swoje zdziwienie warknął na Gryfonkę:
- Johnson czy ja pozwoliłem ci mówić? Przez twoje bezczelne zachowanie Gryffindor traci dziesięć punktów.
Przez Gryfonów przeszedł cichy pomruk niezadowolenia. Jednak Snape próbując jeszcze bardziej pogłębić Kate i pokazać gdzie jest jej miejsce zaczął bombardować ją pytaniami.
- Johnoson - powiedział z nienacka Snape. - Co mi wyjdzie, jeśli dodam sproszkowanego korzenia asfodelusa do nalewki z piołunu.
Po ostatnim wybuchu Kate była lekko skrępowana. Jednak pytanie profesora poprawiło jej nastrój. Rozejrzała się po klasie i zauważyła jak ręka Hermiony i Melanie wystrzeliła w powietrze.
- Stworzy się napój usypiający, że nie jedna osoba by padła. Wywar żywej śmierci. Tak się nazywa. Powoduje omdlenia, które wyglądają jak śmierć. Powoduje ją tylko w przypadku skrajnego przedawkowania. - powiedziała Kate patrząc prosto w oczy profesora.
Po tych słowach Snape zrobił się cały czerwony. Odwrócił się do niej plecami i burkną:
- Za bezczelne zachowanie panno Johnson szlaban. Niech się pani stawi pod moim gabinetem dzisiaj po lekcjach.
Catherine przez całą lekcję nie odzywała się już ani słowem. Snape podzielił ich na pary i kazał sporządzić trudny napój o nazwie Eliksir Euforii. Miotał się po lochu w swojej długiej, czarnej pelerynie obserwując, jak sporządzają go krytykując prawie wszystkich oprócz Malfoya, którego wyraźnie faworyzował. Snape poszedł na drugi koniec klasy i wtedy właśnie lach wypełniła chmura gryzącego, zielonego dymu i rozległ się głośny syk. Blaise Zabini, który razem z Malfoyem ważył eliksir popchnął przypadkiem kociołek, który wylał się na posadzkę, wypalając dziury w butach sąsiadów.
- Idioci! - warknął Snape i jednym machnięciem różdżki oczyścił posadzkę z rozlanego wywaru. - Malfoy, Zabini! Obaj po lekcjach do mojego gabinetu razem z panną Johnson!
Catherine czuła, że zaraz chyba zemdleje. Nie dość, że straciła punkty to jeszcze będzie miała karę razem ze Ślizgonami. Po mimo tego, że słynęła ze swojej odwagi to było dla niej za duże wyzwanie. Kiedy odwróciła się w stronę Malofya ten spojrzał na nią z błyskiem w oku. Nie wiedziała dlaczego, ale miała przeczucie, że jego kolega specjalnie popchnął ten kociołek. Po lekcji podzieliła się tymi spostrzeżeniami z Melanie i Alex.
- Nie bądź głupia. Oni nie mają tyle mózgu żeby wpaść na taki genialny plan. - odparła Mel.
Może i miała racje, ale Kate nadal miała złe przeczucia odnośnie tego szlabanu.
Od razu po lekcjach zdjęła swoją szatę i nałożyła codzienne ubrania. Ruszyła w stronę lochów z lekką niepewnością. Kiedy spostrzegła, że Ślizgonów jeszcze nie ma odetchnęła z ulgą. Jednak ta chwila nie trwała długo. Odwróciła się za siebie i wtedy zauważyła ich.
- Co mieszańcu? Stęskniłaś się? Niestety nie przywitam się z tobą bo mogę się zarazić brzydotą. - powiedział do niej z ironicznym półuśmiechem na ustach.
Starała się go ignorować, ale to nie zniechęciło Ślizgona, jednak wręcz przeciwnie. Całe wakacje czekał by zrujnować czyjeś życie. Jego zabawę przerwał mu Blaise.
- Daj jej spokój Smoku. Ty tylko potrafisz dokuczać ja chętnie z nią pogadam. Wydaje się być ciekawa... - te ostanie zdanie powiedział do siebie.
Jednak tej wypowiedzi Gryfonka nie usłyszała. Blaise podszedł do niej i wyciągnął rękę na przywitanie.
- Hej. Jestem Blaise, ale przyjaciele mówił na mnie Diabeł.
Kate niepewnie uścisnęła jego dłoń. Po chwili uśmiechnęła się i powiedziała:
- A ja jestem Catherine. Możesz na mnie mówić Kate.
Draco przyglądam się całej tej sytuacji z szeroko otwartymi oczami. Nigdy po swoim przyjacielu nie spodziewałby się takiego zachowania. Blondynka za to wyglądała na zadowoloną z takiego obrotu sprawy. Uśmiechnęła się do niego promiennie. Diabeł po chwili myślenia zwrócił się do Kate:
- A gdyby tak zdrobnić twoje imię to wyszło by Cat. Mogę tak na ciebie mówić?
Kate lekko się zarumieniła i przytaknęła. Nim ktokolwiek z nich zdążył coś powiedzieć Draco złapał Blaise za ramię i odciągnął go od niej na bezpieczną odległość.
- Co ty wyrabiasz Diable? Przecież to Gryfonka! I do tego mieszaniec! - syknął tak by Kate tego nie usłyszała.
- No, ale zobacz. Ona jest taka gorąca. Nie bądź zazdrosny Smoku. Chcę z nią tylko pogadać. - poklepał go po ramieniu i wrócił do dalszej rozmowy z blondynką.
Nim ktokolwiek zdążył zareagować Snape przyszedł już wpuszczając ich do sali. Każdego porozdzielał tak, że do końca szlabanu się nie spotkali. Po tym wszystkim Catherine wróciła do swojego dormitorium z wielkim znakiem zapytania. Położyła się spać nie rozmawiając przed tym z nikim i odpłynęła w błogi sen.
- No dobra, ale nie boisz się, że będą o tobie gadać? W końcu ja jestem z Gryffindoru, a już się skapnęłam, że powinnyśmy się nienawidzić. - spojrzała na nią podejrzliwie.
Alex znana jej była z tego, że reputacja i wygląd były dla niej wszystkim. Potrafiła przerwać z kimś przyjaźń z bardzo błahych powodów. Tak naprawdę mało osób wiedziało, że jest ona dwulicową osobą. Do tej nielicznej grupy należała Catherine. Mimo jej ciągłej paplaniny o ciuchach, chłopakach i obgadywaniu innych bardzo ją lubiła. Za żadne skarby nie zmieniłaby w niej czegoś. Była dla niej wyjątkowa taka jaka jest.
- Nie jestem tobą. Nie będę wrzeszczeć na ludzi tak jak ty.
Obie zaśmiały się głośno i szybkim krokiem ruszyły w stronę lochów. Catherine rozejrzała się dokładnie. Było tu zimniej niż w reszcie zamku, a w dodatku wzdłuż ścian stały półki pełne słojów, w których pływały najróżniejsze marynowanie zwierzęta. Większość uczniów dostawała gęsiej skórki na sam jej widok, ale blondynka w przeciwieństwie do nich czuła podniecenie i rosnącą w niej ekscytację. Chciały wejść do sali, ale przy drzwiach stała grupka Ślizgonów na czele, której stał nie kto inny jak Draco Malfoy. Kate kompletnie zapomniała, że również z nim będzie miała zajęcia. Jej dobry humor równie szybko jak się pojawił tak też znikł. Zacisnęła ręce w pięść aż jej pobladły kostki i z podniesioną głową starała się ominąć blondyna. Jednak to nie było łatwe zadanie. Kiedy Draco zobaczył jego kolejną ofiarę do znęcanie się w tym roku zagrodził jej drogę.
- Nie tak szybko mieszańcu. Nie chcesz z nami pogadać? Strach cię obleciał? - zapytał łapiąc ją za ramie, a jego koledzy parsknęli śmiechem.
Kate spojrzała w stronę swoje przyjaciółki, ale nie znalazła w niej żadnego poparcia. Alex starała się zignorować całą tą sytuacje. W pewnym sensie rozumiała jej zachowanie. Była Ślizgonką, a jeśli zadrze z uczniami z jej domu to może to się dla niej źle skończyć. Jednak w tej chwili czuła złość przechodzącą przez całe jej ciało. Spojrzała prosto w oczy Ślizgona z nieukrywaną nienawiścią. Szarpnęła wyrywając się w ten sposób z jego mocnego uścisku. Nim Malfoy zdążył jakkolwiek zareagować Gryfonka była już w klasie. Tylko na odchodne powiedziała:
- Idź się lecz bo niedługo już nic ci nie pomoże.
Nie widziała reakcji Ślizgona, ale była pewna, że cały trzęsie się ze złości. Nie zwracając uwagi na zaciekawione spojrzenia i ciche szepty uczniów usiadła obok Alex.
- Przepraszam, że ci nie pomogłam, ale widzę, że sama sobie poradziłaś.
- Następnym razem zrobię takiego focha, że będę cię omijać przez miesiąc.
Nim Alex zdążyła cokolwiek powiedzieć do sali wszedł nauczyciel. Z tego co słyszała Gryfonka był to profesor Snape. Przyjrzała mu się dokładnie. Według niej wyglądał przerażająco jednak i to nie zniechęciło ją do tej lekcji. Nadal była podekscytowania, że w końcu pokaże na co ją stać. Eliksiry w Beauxbatons były jej ulubioną lekcją. Nawet Melanie nie przebijała jej wiedzą na tym przedmiocie. Z uwagą słuchała każdego jego słowa i analizowała je dogłębnie.
- Tak ja mówiłem to wzeszłym i w każdym wcześniejszym roku jesteście tutaj, żeby nauczyć się subtelnej, a jednocześnie ścisłej sztuki przyrządzania eliksirów. - zaczął.
Te słowa Kate coś przypominały. Po chwilowym zastanowieniu się zrozumiała, że podobne słowa padły z ust jej wcześniejszej profesor. Kiedy chciała to powiedzieć Ślizgonce, która rówierz wyglądała na zamyśloną w ich stronę spojrzał Snape. Obdarował je mrożącym krew w żyłach spojrzeniem i prawie, że wysyczał.
- O czym tak dyskutujecie. Może podzielicie się z nami swoimi ploteczkami?
Draco Malfoy i jego przyjaciele Crabbe i Goyle parsknęli śmiechem, zakrywając twarze rękami. Mimo zjadliwego tonu nauczyciela Kate ani przez chwilę nie czuła speszona. Pytanie Snape'a jeszcze bardziej wzbudziło jej ciekawość.
- Bo ja się zastanawiam czy pan zna profesor Prince? Uczyła ona nas w Beauxbatons.
Snape po tych słowach momentalnie zbladł chociaż nie było widać po nim tego. Próbując zamaskować swoje zdziwienie warknął na Gryfonkę:
- Johnson czy ja pozwoliłem ci mówić? Przez twoje bezczelne zachowanie Gryffindor traci dziesięć punktów.
Przez Gryfonów przeszedł cichy pomruk niezadowolenia. Jednak Snape próbując jeszcze bardziej pogłębić Kate i pokazać gdzie jest jej miejsce zaczął bombardować ją pytaniami.
- Johnoson - powiedział z nienacka Snape. - Co mi wyjdzie, jeśli dodam sproszkowanego korzenia asfodelusa do nalewki z piołunu.
Po ostatnim wybuchu Kate była lekko skrępowana. Jednak pytanie profesora poprawiło jej nastrój. Rozejrzała się po klasie i zauważyła jak ręka Hermiony i Melanie wystrzeliła w powietrze.
- Stworzy się napój usypiający, że nie jedna osoba by padła. Wywar żywej śmierci. Tak się nazywa. Powoduje omdlenia, które wyglądają jak śmierć. Powoduje ją tylko w przypadku skrajnego przedawkowania. - powiedziała Kate patrząc prosto w oczy profesora.
Po tych słowach Snape zrobił się cały czerwony. Odwrócił się do niej plecami i burkną:
- Za bezczelne zachowanie panno Johnson szlaban. Niech się pani stawi pod moim gabinetem dzisiaj po lekcjach.
Catherine przez całą lekcję nie odzywała się już ani słowem. Snape podzielił ich na pary i kazał sporządzić trudny napój o nazwie Eliksir Euforii. Miotał się po lochu w swojej długiej, czarnej pelerynie obserwując, jak sporządzają go krytykując prawie wszystkich oprócz Malfoya, którego wyraźnie faworyzował. Snape poszedł na drugi koniec klasy i wtedy właśnie lach wypełniła chmura gryzącego, zielonego dymu i rozległ się głośny syk. Blaise Zabini, który razem z Malfoyem ważył eliksir popchnął przypadkiem kociołek, który wylał się na posadzkę, wypalając dziury w butach sąsiadów.
- Idioci! - warknął Snape i jednym machnięciem różdżki oczyścił posadzkę z rozlanego wywaru. - Malfoy, Zabini! Obaj po lekcjach do mojego gabinetu razem z panną Johnson!
Catherine czuła, że zaraz chyba zemdleje. Nie dość, że straciła punkty to jeszcze będzie miała karę razem ze Ślizgonami. Po mimo tego, że słynęła ze swojej odwagi to było dla niej za duże wyzwanie. Kiedy odwróciła się w stronę Malofya ten spojrzał na nią z błyskiem w oku. Nie wiedziała dlaczego, ale miała przeczucie, że jego kolega specjalnie popchnął ten kociołek. Po lekcji podzieliła się tymi spostrzeżeniami z Melanie i Alex.
- Nie bądź głupia. Oni nie mają tyle mózgu żeby wpaść na taki genialny plan. - odparła Mel.
Może i miała racje, ale Kate nadal miała złe przeczucia odnośnie tego szlabanu.
Od razu po lekcjach zdjęła swoją szatę i nałożyła codzienne ubrania. Ruszyła w stronę lochów z lekką niepewnością. Kiedy spostrzegła, że Ślizgonów jeszcze nie ma odetchnęła z ulgą. Jednak ta chwila nie trwała długo. Odwróciła się za siebie i wtedy zauważyła ich.
- Co mieszańcu? Stęskniłaś się? Niestety nie przywitam się z tobą bo mogę się zarazić brzydotą. - powiedział do niej z ironicznym półuśmiechem na ustach.
Starała się go ignorować, ale to nie zniechęciło Ślizgona, jednak wręcz przeciwnie. Całe wakacje czekał by zrujnować czyjeś życie. Jego zabawę przerwał mu Blaise.
- Daj jej spokój Smoku. Ty tylko potrafisz dokuczać ja chętnie z nią pogadam. Wydaje się być ciekawa... - te ostanie zdanie powiedział do siebie.
Jednak tej wypowiedzi Gryfonka nie usłyszała. Blaise podszedł do niej i wyciągnął rękę na przywitanie.
- Hej. Jestem Blaise, ale przyjaciele mówił na mnie Diabeł.
Kate niepewnie uścisnęła jego dłoń. Po chwili uśmiechnęła się i powiedziała:
- A ja jestem Catherine. Możesz na mnie mówić Kate.
Draco przyglądam się całej tej sytuacji z szeroko otwartymi oczami. Nigdy po swoim przyjacielu nie spodziewałby się takiego zachowania. Blondynka za to wyglądała na zadowoloną z takiego obrotu sprawy. Uśmiechnęła się do niego promiennie. Diabeł po chwili myślenia zwrócił się do Kate:
- A gdyby tak zdrobnić twoje imię to wyszło by Cat. Mogę tak na ciebie mówić?
Kate lekko się zarumieniła i przytaknęła. Nim ktokolwiek z nich zdążył coś powiedzieć Draco złapał Blaise za ramię i odciągnął go od niej na bezpieczną odległość.
- Co ty wyrabiasz Diable? Przecież to Gryfonka! I do tego mieszaniec! - syknął tak by Kate tego nie usłyszała.
- No, ale zobacz. Ona jest taka gorąca. Nie bądź zazdrosny Smoku. Chcę z nią tylko pogadać. - poklepał go po ramieniu i wrócił do dalszej rozmowy z blondynką.
Nim ktokolwiek zdążył zareagować Snape przyszedł już wpuszczając ich do sali. Każdego porozdzielał tak, że do końca szlabanu się nie spotkali. Po tym wszystkim Catherine wróciła do swojego dormitorium z wielkim znakiem zapytania. Położyła się spać nie rozmawiając przed tym z nikim i odpłynęła w błogi sen.
sobota, 19 kwietnia 2014
Rozdział 2 - Magiczne ptaki
Kiedy Catherine wystąpiła z szeregu po sali przeszły podniecone szepty uczniów. Jej nazwisko było bardzo dobrze znane w świecie czarodziejów. William Johnson - ojciec Kate należał do jednego z najstarszych rodów czarodziejów czystej krwi.
Catherine z lekki zirytowaniem usiadła na stołku i nałożyła Tiarę. W przeciwieństwie do pierwszorocznych nie zakrywała ona jej oczu tylko trzymała się na głowie.
- Hmm. - usłyszała cichy głoski - Trudny. Bardzo trudny wybór... Tęgi umysł. To pewne, ale widzę, że jesteś dobra z eliksirów. A to ci ciekawostka. Odważna... Tak, tak. Odwagi to ty masz wiele, ale ten twój wredny charakter wszystko miesza. Pewnie po tatusiu. Więc gdzie mam cię przydzielić?
Kate czuła się coraz bardziej zirytowana. Jeszcze nigdy nie widziała żeby ktoś tak długo zostawał przydzielany.
- Twoja matka była z Gryffindoru, a ojciec ze Slytherinu. To naturalne, że trudno wybrać gdzie cię przydzielić. - odezwał się głosik - No dobrze. Już dobrze. SLYTHERIN! - to ostatnie słowo Tiara wrzasnęła na całą salę.
Catherine poczuła wielkie zdziwienie i... zażenowanie? Tak. To było to uczucie. Nigdy nie spodziewała się, że tam trafi. Ojciec zawsze powtarzał jej, że bez względu na to w jakim Domu będzie ma się niczym nie martwić. Przypominając sobie jego słowa przez jej ciało przeszła fala ciepła i ulgi. Już miała wstać kiedy nagle Tiara głośno krzyknęła:
- Poczekaj! - cała sala nagle ucichła - Nie, nie, nie! Nie możesz tam trafić! Bardzo dobrze potrafisz zatuszować swoje uczucia, ale przede mną nic się nie ukryje. GRYFFINDOR!
Zdjęła Tiarę i ze zdziwieniem ruszyła ku stołowi Gryffindoru. Po chwili poczuła ulgę, że nie trafiła do Slytherinu. Nawet nie docierały do niej najgłośniejsze jak dotąd wiwaty. Usiadła pomiędzy Melanie i Harrym. Niektórzy uścisnęli jej dłoń, a osoby które spotkała w pociągu przytuliły ją.
- Jeszcze nigdy w historii Hogwartu Tiara Przydziału się zawahała. - powiedziała rzeczowym tonem Hermiona - Ona nigdy tak długo się nie zastanawia.
Kate czuła się trochę nieswojo. Wszyscy przyglądali się jej ukradkiem albo szeptali coś do siebie. Ignorowała to jednak po chwili poczuła czyjeś spojrzenie na sobie. Odwróciła się i zobaczyła jak Malfoy przygląda jej się ze stołu Slytherinu.
Kolejny dzień. Kate obudziła się w dormitorium, które dzieliła razem z Melanie, Hermioną, Lavender i Parvati. Zdążyła już poznać wszystkich Gryfonów i rozejrzeć się trochę po Hogwarcie. Jednak nadal czuła na sobie bezczelne spojrzenia uczniów.
- To wszystko przez tą głupią czapkę. - pomyślała kiedy po raz kolejny mijała grupę szepczących i patrzących na nią dziewczyn.
Właśnie szła w stronę wielkiej sali na śniadanie. Była sama bo jak to zwykle bywa zaspała. Przyśpieszyła kroku czując na sobie czyjeś spojrzenie. Odwróciła głowę w bok i wtedy wpadła na coś twardego. Spojrzała w górę napotykając na swojej drodze stalowe tęczówki. Malfoy przyglądał się jej z kpiną w oczach. Przez chwilę Kate poczuła się trochę dziwnie, ale to minęło kiedy Ślizgon się odezwał.
- Patrz jak chodzisz mieszańcu.
- No chyba ty Malfoy!
Właśnie wtedy zobaczyła jak się uśmiecha. Jednak to trwało chwilę bo potem na jego twarzy znów zagościła kpina.
- I pomyśleć, że prawie trafiłaś do Slytherinu. - mówił kręcąc głową z niesmakiem.
- Dobrze, że tam nie trafiłam. Nie wytrzymałabym tam z tobą. - odpłaciła się mu mówiąc z pogardą.
Bardziej rozbawiły go te słowa niż uraziły. Kate poczuła rozczarowanie. Liczyła, że uda jej się go wkurzyć.
- Obym w życiu nie spotkał więcej takich mieszańców. - powiedziała i odwrócił się do niej plecami żeby odejść.
- Super. - mruknęła do siebie.
- Super. - powiedział do niej.
- Świetnie.
- Świetnie. - powtórzył za nią.
Kate odwróciła się napięcie i szybki krokiem ruszyła do Wielkiej Sali zostawiając sylwetkę Malfoya za sobą. Mimo, że bardzo ją denerwował i obrażał czuła, że coś ją do niego ciągnie. Ale nie wiedziała co. Postanowiła na razie omijać go szerokim łukiem. Usiadła przy stole Gryfonów obok Mel i pogrążyła się z nią w rozmowie co jakiś czas zerkając w stronę Ślizgonów.
Pierwszą lekcją Gryfonów była historia magii. Kate i Melanie usiadły obok Harrego, Rona i Hermiony. W ciągu tych dwóch dni zdążył się z nimi zaprzyjaźnić. Do sali wszedł profesor Binns. Był on jedynym nauczycielem, który nie żył. Co oznaczało, że był duchem.
- On wie, że jest martwy? - szepnęła do Harrego Catherine.
- Chyba nie. Podobno kiedyś zasnął w pokoju nauczycielski i później wyszedł stamtąd bez ciała.- odpowiedział jej.
Kate nie wiedziała co się spodziewać po tym nauczycielu, ale nigdy by nie pomyślała, że tak po prostu przez całą lekcję będzie mówił i mówił. Całą lekcję miała głowę zakrytą rękami żeby nie było widać, że śpi. Tylko raz podniosła głowę i dostrzegła, że tylko Hermiona i Melanie skrobią coś zawzięcie w swoich zeszytach. Jednak reszta klasy również prawie spała.
Kolejna lekcja była zaklęcia i uroki. Prowadził ją profesor Fitwick. Był on maleńkim czarodziejem. Żeby go było widać musiał stać na stosie ksiąg. Jednak na tej lekcji Kate nie pokazała swojej dobrej strony. Nauczyciel kazał mi ćwiczyć zaklęcie Avis. Powodowało ono pojawienie się stada fruwających ptaszków. Gryfonka chciała naprawdę wypaść z jak najlepszej strony. Widziała jak już obok Melanie i Hermiony lataj cztery ptaszki, ale Harremu i Ronowi jak na razie się to nie udało. Kate zamknęła oczy. Pozbyła się ona ze wszystkich zbędnych myśli. Oczyściła umysł i przestała słuchać dochodzących z jej otoczenia głosów. Robiła tak jak uczyli ją jej rodzice.
- Avis! - krzyknęła a z końca jej różdżki wyfrunęło nie kilka, a kilkadziesiąt ptaszków.
Trudno powiedzieć ile ich było, ale otoczyło całą klasę i wyleciało przez otwarte okno. Profesor spojrzał ze zdumieniem na Kate i zapytał:
- Jak się nazywasz?
- Catherine Johnson. - odpowiedziała.
- I jesteś z...
- Gryffindoru.
Po tych słowach nauczyciel spojrzał na całą klasą przyglądającej się ze zdumieniem całemu zajściu. Nigdy nie widzieli by ktoś stworzył tak dużo ptaków.
- Dzięki pannie Johnson Gryffindor zdobywa 40 punktów. Jeszcze nikomu od 20 lat nie udało się aż tak dokładnie rzucić zaklęcia Avis.
"Jak udał ci się tego dokonać?"
"Co ty zrobiłaś?"
"To było niezwykłe."
"Sama to widziałam."
Takie szepty towarzyszyły Kate od chwili, gdy opuściła klasę profesora Fitwicka. Ludzie spoglądali na nią co róż by dalej szeptać na jej temat.
- Nie denerwuj się. Zaraz o tym zapomną. - szepnęła jej na ucho Melanie.
Jednak Catherine nie potrafiła być tak opanowana i spokojna jak jej przyjaciółka. To była jedna z jej nielicznych wad. Odwróciła się do najbliżej stojącej obok niej grupki dziewczyn, które mówiły coś na jej temat bo usłyszała swoje imię.
- Jeśli macie mi coś do powiedzenia to powiedzcie mi to prosto w twarz, a nie szepczecie sobie po kątach! - wrzasnęła.
Kilka osób spojrzało na nią pogardliwie i odeszło. Catherine już miała iść na kolejną lekcję, którą były eliksiry kiedy usłyszała za sobą dobrze jej znany głos:
- Chodź pójdziemy razem i usiądziesz ze mną, co?
- Hmm. - usłyszała cichy głoski - Trudny. Bardzo trudny wybór... Tęgi umysł. To pewne, ale widzę, że jesteś dobra z eliksirów. A to ci ciekawostka. Odważna... Tak, tak. Odwagi to ty masz wiele, ale ten twój wredny charakter wszystko miesza. Pewnie po tatusiu. Więc gdzie mam cię przydzielić?
Kate czuła się coraz bardziej zirytowana. Jeszcze nigdy nie widziała żeby ktoś tak długo zostawał przydzielany.
- Twoja matka była z Gryffindoru, a ojciec ze Slytherinu. To naturalne, że trudno wybrać gdzie cię przydzielić. - odezwał się głosik - No dobrze. Już dobrze. SLYTHERIN! - to ostatnie słowo Tiara wrzasnęła na całą salę.
Catherine poczuła wielkie zdziwienie i... zażenowanie? Tak. To było to uczucie. Nigdy nie spodziewała się, że tam trafi. Ojciec zawsze powtarzał jej, że bez względu na to w jakim Domu będzie ma się niczym nie martwić. Przypominając sobie jego słowa przez jej ciało przeszła fala ciepła i ulgi. Już miała wstać kiedy nagle Tiara głośno krzyknęła:
- Poczekaj! - cała sala nagle ucichła - Nie, nie, nie! Nie możesz tam trafić! Bardzo dobrze potrafisz zatuszować swoje uczucia, ale przede mną nic się nie ukryje. GRYFFINDOR!
Zdjęła Tiarę i ze zdziwieniem ruszyła ku stołowi Gryffindoru. Po chwili poczuła ulgę, że nie trafiła do Slytherinu. Nawet nie docierały do niej najgłośniejsze jak dotąd wiwaty. Usiadła pomiędzy Melanie i Harrym. Niektórzy uścisnęli jej dłoń, a osoby które spotkała w pociągu przytuliły ją.
- Jeszcze nigdy w historii Hogwartu Tiara Przydziału się zawahała. - powiedziała rzeczowym tonem Hermiona - Ona nigdy tak długo się nie zastanawia.
Kate czuła się trochę nieswojo. Wszyscy przyglądali się jej ukradkiem albo szeptali coś do siebie. Ignorowała to jednak po chwili poczuła czyjeś spojrzenie na sobie. Odwróciła się i zobaczyła jak Malfoy przygląda jej się ze stołu Slytherinu.
Kolejny dzień. Kate obudziła się w dormitorium, które dzieliła razem z Melanie, Hermioną, Lavender i Parvati. Zdążyła już poznać wszystkich Gryfonów i rozejrzeć się trochę po Hogwarcie. Jednak nadal czuła na sobie bezczelne spojrzenia uczniów.
- To wszystko przez tą głupią czapkę. - pomyślała kiedy po raz kolejny mijała grupę szepczących i patrzących na nią dziewczyn.
Właśnie szła w stronę wielkiej sali na śniadanie. Była sama bo jak to zwykle bywa zaspała. Przyśpieszyła kroku czując na sobie czyjeś spojrzenie. Odwróciła głowę w bok i wtedy wpadła na coś twardego. Spojrzała w górę napotykając na swojej drodze stalowe tęczówki. Malfoy przyglądał się jej z kpiną w oczach. Przez chwilę Kate poczuła się trochę dziwnie, ale to minęło kiedy Ślizgon się odezwał.
- Patrz jak chodzisz mieszańcu.
- No chyba ty Malfoy!
Właśnie wtedy zobaczyła jak się uśmiecha. Jednak to trwało chwilę bo potem na jego twarzy znów zagościła kpina.
- I pomyśleć, że prawie trafiłaś do Slytherinu. - mówił kręcąc głową z niesmakiem.
- Dobrze, że tam nie trafiłam. Nie wytrzymałabym tam z tobą. - odpłaciła się mu mówiąc z pogardą.
Bardziej rozbawiły go te słowa niż uraziły. Kate poczuła rozczarowanie. Liczyła, że uda jej się go wkurzyć.
- Obym w życiu nie spotkał więcej takich mieszańców. - powiedziała i odwrócił się do niej plecami żeby odejść.
- Super. - mruknęła do siebie.
- Super. - powiedział do niej.
- Świetnie.
- Świetnie. - powtórzył za nią.
Kate odwróciła się napięcie i szybki krokiem ruszyła do Wielkiej Sali zostawiając sylwetkę Malfoya za sobą. Mimo, że bardzo ją denerwował i obrażał czuła, że coś ją do niego ciągnie. Ale nie wiedziała co. Postanowiła na razie omijać go szerokim łukiem. Usiadła przy stole Gryfonów obok Mel i pogrążyła się z nią w rozmowie co jakiś czas zerkając w stronę Ślizgonów.
Pierwszą lekcją Gryfonów była historia magii. Kate i Melanie usiadły obok Harrego, Rona i Hermiony. W ciągu tych dwóch dni zdążył się z nimi zaprzyjaźnić. Do sali wszedł profesor Binns. Był on jedynym nauczycielem, który nie żył. Co oznaczało, że był duchem.
- On wie, że jest martwy? - szepnęła do Harrego Catherine.
- Chyba nie. Podobno kiedyś zasnął w pokoju nauczycielski i później wyszedł stamtąd bez ciała.- odpowiedział jej.
Kate nie wiedziała co się spodziewać po tym nauczycielu, ale nigdy by nie pomyślała, że tak po prostu przez całą lekcję będzie mówił i mówił. Całą lekcję miała głowę zakrytą rękami żeby nie było widać, że śpi. Tylko raz podniosła głowę i dostrzegła, że tylko Hermiona i Melanie skrobią coś zawzięcie w swoich zeszytach. Jednak reszta klasy również prawie spała.
Kolejna lekcja była zaklęcia i uroki. Prowadził ją profesor Fitwick. Był on maleńkim czarodziejem. Żeby go było widać musiał stać na stosie ksiąg. Jednak na tej lekcji Kate nie pokazała swojej dobrej strony. Nauczyciel kazał mi ćwiczyć zaklęcie Avis. Powodowało ono pojawienie się stada fruwających ptaszków. Gryfonka chciała naprawdę wypaść z jak najlepszej strony. Widziała jak już obok Melanie i Hermiony lataj cztery ptaszki, ale Harremu i Ronowi jak na razie się to nie udało. Kate zamknęła oczy. Pozbyła się ona ze wszystkich zbędnych myśli. Oczyściła umysł i przestała słuchać dochodzących z jej otoczenia głosów. Robiła tak jak uczyli ją jej rodzice.
- Avis! - krzyknęła a z końca jej różdżki wyfrunęło nie kilka, a kilkadziesiąt ptaszków.
Trudno powiedzieć ile ich było, ale otoczyło całą klasę i wyleciało przez otwarte okno. Profesor spojrzał ze zdumieniem na Kate i zapytał:
- Jak się nazywasz?
- Catherine Johnson. - odpowiedziała.
- I jesteś z...
- Gryffindoru.
Po tych słowach nauczyciel spojrzał na całą klasą przyglądającej się ze zdumieniem całemu zajściu. Nigdy nie widzieli by ktoś stworzył tak dużo ptaków.
- Dzięki pannie Johnson Gryffindor zdobywa 40 punktów. Jeszcze nikomu od 20 lat nie udało się aż tak dokładnie rzucić zaklęcia Avis.
"Jak udał ci się tego dokonać?"
"Co ty zrobiłaś?"
"To było niezwykłe."
"Sama to widziałam."
Takie szepty towarzyszyły Kate od chwili, gdy opuściła klasę profesora Fitwicka. Ludzie spoglądali na nią co róż by dalej szeptać na jej temat.
- Nie denerwuj się. Zaraz o tym zapomną. - szepnęła jej na ucho Melanie.
Jednak Catherine nie potrafiła być tak opanowana i spokojna jak jej przyjaciółka. To była jedna z jej nielicznych wad. Odwróciła się do najbliżej stojącej obok niej grupki dziewczyn, które mówiły coś na jej temat bo usłyszała swoje imię.
- Jeśli macie mi coś do powiedzenia to powiedzcie mi to prosto w twarz, a nie szepczecie sobie po kątach! - wrzasnęła.
Kilka osób spojrzało na nią pogardliwie i odeszło. Catherine już miała iść na kolejną lekcję, którą były eliksiry kiedy usłyszała za sobą dobrze jej znany głos:
- Chodź pójdziemy razem i usiądziesz ze mną, co?
piątek, 11 kwietnia 2014
Rozdział 1 - Tiara Przydziału
Dochodziła ósma. Nieopodal barierek na dworcu King's Cross stała samotnie pewna wysoka blondynka. Była ona ubrana w niebieskie jeasny i czarną tunikę. Lekki makijaż podkreślał jej bladą twarz i pełne czerwone usta. Jedną ręką trzymała wózek z jej kufrem i sową, a na drugiej miała zegarek na, który spoglądała nerwowo tupiąc nogą. Przechodzący obok jej ludzie spoglądali na nią podejrzliwie choć nie robiła nic dziwnego.
- Ach, ci mugole. - mruknęła pod nosem poirytowanym tonem.
Po chwili dostrzegła jak w jej stronę biegnie równie ładna brunetka w zwiewnej pomarańczowej bluzce.
- Przepraszam Kate. Budzik mi się zaciął.
Kate spojrzała na nią wzrokiem, który mógłby zabić nie jedną osobę. Starała się nie wybuchnąć na swoją przyjaciółkę, ale jej to nie wyszło.
- Mówiłam ci żebyś przestała używać tych mugolskich rzeczy! One do niczego się nie nadają. - złapała ja za ręką i zaczęły biec prosto na barierkę pomiędzy dziewiątym, a dziesiątym peronem. - Szybko Melanie!
Po chwili znalazły się na peronie dziewięć i trzy czwarte. Tuż obok nich stał już czerwony Ekspres Hogwart, buchający parą.
Ignorując zaciekawione spojrzenia młodych czarodziei i ich rodziców Melanie zaproponowała Catherine, by poszukać wolnego przedziału. Otworzyły najbliższe drzwi i wepchnęły do wagonu swoje kufry. Szły korytarzem rozglądając się zaciekawionym spojrzeniem. Wszyscy gapili się na nie bezczelnie, a ci, którzy byli w przedziałach przyciskali nosy do szyby. Niewątpliwie był to niezwykły widok gdyż obie dziewczyny miały 16 lat, a dopiero zaczynały swoją edukację w Hogwarcie.
- Nie wkurzają cię te spojrzenia? - zapytała wyraźnie zirytowana Melanie. - Wyglądają jakby chcieli nas zgwałcić.
Catherine rozglądając się po pobliskich przedziałach odparła znudzonym tonem:
- A niech się gapią. Przecież jest na co. - uśmiechnęła się do niej pocieszająco.
W końcu znalazły przedział, który nie był zapełniony i z ulgą weszły do środka. Przy oknie siedział chłopak w okularach i gęstych brązowych włosach. Patrzył on w nieokreślony punkt przed siebie zamyśloną twarzą.
- Yhm, yhm. - odchrząknęła Melanie i wtedy chłopak zwrócił na nie swoje pytające spojrzenie. - Możemy się dosiąść?
- Jasne. - uśmiechnął się. - Nigdy was tu wcześniej nie widziałem. Jesteście nowe? - spojrzał na nie zaciekawionym wzrokiem.
Catherine wydawała się, że już gdzieś widziała tego chłopaka, ale nie chciała się zapytać.
- Tak. Jesteśmy z Beauxbatons. - odparła brunetka. - Jestem Melanie Clark, a to moja przyjaciółka Catherine Johnson.
Chłopak poprawił włosy i wyciągnął do nich rękę. Dopiero wtedy dziewczyny dostrzegły charakterystyczną bliznę na jego czole.
- Jestem Harry Potter. Miło mi was poznać.
- Nam również. - powiedziała Johnson ściskając jego rękę.
Dziewczyny usiadły naprzeciwko niego i rozpoczęły miłą pogawędkę. Dzięki swojemu nowemu koledze dowiedziały się wiele o Hogwarcie. Melanie właśnie miała zamiar się zapytać Harrego o nauczycieli kiedy drzwi przedziału otworzyły się z głośnym piskiem. Czarownice zwróciły swój wzrok w tamtą stronę i dostrzegły przystojnego chłopaka o niezwykle jasnych włosach, bladej cerze i stalowoszarych tęczówkach. Nonszalancko opierał się o framugę drzwi i uśmiechał się wrednie. Kiedy dostrzegł dwie dziewczyny patrzące na niego z zdezorientowaniem na chwile z jego twarzy zszedł uśmiech. Świdrował wzrokiem Catherine od góry do dołu, że aż poczuła się jakby nie miała na sobie ubrań.
- Co Potter? Znalazłeś sobie szlamy na jedną noc? - powiedział nie spuszczają wzroku z Kate. - Już ci Granger i Weasley nie wystarczają?
Harry stał się cały purpurowy na twarzy. Zacisnął ręce w pięść, aż mu pobladły kostki i obrzucił go nienawistnym spojrzeniem.
- Nie jestem szlamą dupku! - krzyknęła Kate wstając ze swojego miejsca. - Jestem półkrwi! - odpowiedziała zanim zastanowiła się nad swoimi słowami.
- Półkrwi? - powtórzył nie odrywając od niej wzroku. - Głupi mieszaniec.
- Zamknij się bo zaraz twoja buźka już nie będzie taka śliczna. - odparła pewnie mierząc go wściekłym spojrzeniem.
Melanie i Harry patrzyli na tą całą wymianę zdań z otwartymi ustami. Draco na początku wyglądał na lekko zdziwionego jej wyznaniem, ale po chwili znów uśmiechnął się drwiąco.
- Śliczna? Oh, już nie musisz mnie tak komplementować.
- W twoich snach. - odparła obrzucając go nienawistnym spojrzeniem.
- Jak mi się przyśnisz to już będzie koszmar.
- W takim razie mam nadzieję, że w tym koszmarze uduszę cię własnoręcznie.
Wskazała palcem na drzwi i dodała:
- Wyjdź stąd bo zarażę się od ciebie głupotą.
Malfoy wydawał się zaskoczony tymi słowami. Jeszcze nikt w jego życiu nie kłócił się tak z nim nie licząc Pottera i jego spółki. Udając obojętnego powiedział:
- Idę bo zaraz prześmierdnę zapachem mieszańców.
Poszedł w stronę drzwi. Miał już wychodzić kiedy nagle odwrócił się, spojrzał na pozostałą dwójkę i dodał:
- Na razie Potter i koleżanko mieszańca! Pozdrów szlamę Granger i Wieprzleja.
Wyszedł trzaskając drzwiami. Kate nadal stała i mocno zaciśniętymi rękami. Harry i Melanie patrzyli na nią niespokojnie. Woleli nic do niej nie mówić żeby jej bardziej nie wkurzyć.
- Co za idiota. - mruknęła siadając. - Kto to w ogóle jest?
- Draco Malfoy. - odpowiedział Harry. - Jest ze Slytherinu.
Po tych słowach w przedziale nastała cisze jednak potem znów zaczęli miłą pogawędkę. Chwilę później do przedziału weszły dwie osoby. Chłopak o rudych włosach i śliczna brunetka. Byli bardzo zaskoczeni widokiem Catherine i Melanie. Zwłaszcza ten chłopak. Wyglądał jakby nie dowierzał własnym oczom. Harry przedstawił im sobie uśmiechając się ciągle. Ron i Hermiona, bo tak mieli na imię usiedli na wolnych miejscach i również dołączyli się do rozmowy. Jednak myśli Kate nadal krążyły wokół bezczelnego chłopaka o imieniu Draco...
Podróż minęła szybko. Nim się obejrzeli byli już pod murami Hogwartu. Niestety Catherine i Melanie musiały płynąć łódkami z pierwszorocznymi żeby potem zostać przydzielone do jednego z Domów. Po pożegnaniu się z nowymi znajomymi z Gryffindoru ruszyły za ogromnym gajowym z krzaczastą brodą. Szły ostatnie rozmawiając cicho kiedy nagle usłyszały nawoływania za sobą. Ku nim biegła szczupła brunetka o piwnych oczach i blondynka z warkoczem. Po ich wyglądzie można było poznać, że są w tym samym wieku co Kate i Mel.
- Czekaj Kate!
Brunetka podbiegła do niej i uściskała ją z całej siły tak samo jak blondynka.
- Hej Alex. - powiedziała Kate. - Już myślałam, że się zgubiłyście.
- Tak łatwo się nas nie pozbędziesz. - odparła blondynka o imieniu Cassie.
W przeciwieństwie do wygadanej Alex, Cassie wydawała się być kruchą i skrytą osobą. Zupełnie jak porcelanowa lalka. Jednak posiadała bardzo wielką wiedzę.
Dziewczyny ruszyły w stronę łódek i szły już w zupełnej ciszy.
Sala wejściowa jarzyła się od blasku pochodni. Prawie całą jej przestrzeń zajmowały cztery stoły, każdy przypisany do jednego z domów uczniowskich. Sufit swym wyglądem przypominało niebo, które można było dostrzec przez wysokie okna. W sali panował gwar jednak wszystkie głosy ucichły gdy drzwi otworzyły się na oścież i wszedł przez nie długi rząd pierwszoroczniaków, prowadzonych przez profesor McGonagall, która niosła taboret na którym spoczywała stara tiara. Niektórzy uczniowie wychylali się żeby lepiej widzieć. Niestety nie to zaciekawiło uczniów tylko kilka dziewcząt stojących pod koniec kolejki. Wiadomo było, że niektórzy rodzice sądzili iż w Beauxbatons nie jest bezpiecznie od ostatniego włamania. W grupce tych dziewczyn znalazły się Kate, Mel, Cassie i Alex. Patrzyły one z rozbawieniem na przerażone twarze pierwszoroczniaków. Tylko Cassie karciła je wzrokiem ponieważ uważała to za nieodpowiednie zachowanie. Była ona uznawana przez nie za wcielenie dobra.
Cała szkoła wstrzymała oddech kiedy rozdarcie przy rondzie kapelusza rozwarło się jak usta i Tara Przydziału zaczęła śpiewać. Po skończeniu wybuchły gromkie oklaski i cała sala ponownie skupiła się na ceremonii przydziału. Najpierw najmłodsi uczniowie zakładali tiarę dopiero późnej przyszła pora na starsze czarodziejki. Profesor McGonagall spojrzała na długi pas pergaminu i odczytała:
- Moore, Cassie.
Cassie wyszła z szeregu i niepewnym krokiem ruszyła w stronę Tiary. Kiedy nałożyła ją uczniowie usłyszeli jej ciche pomruki mówiące, że ma niezwykle rozległą wiedzę i spryt. W końcu wrzasnęła:
- RAVENCLAW!
Stół Krukonów zaczął głośno klaskać, a Cassie z uśmiechem skierowała się w ich stronę. Profesor ponownie odczytała następną osobę.
- Clark, Melanie.
Melanie bez stresu ruszyła w stronę tiary. Nałożyła ją, a ta po chwili krzyknęła:
- GRYFFINDOR!
Mel zauważyła Harrego, Rona i Hermionę machających do niej. Usiadła obok ich i uśmiechnęła się. Do Domu nie została przydzielona jeszcze Alex i Catherine. Kiedy nauczycielka krzyknęła "Brown, Alex" Kate mocno ją przytuliła i życzyła powodzenia. Jak usiadła Catherine przyglądała jej się uważnie. Nałożyła Tiarę i czekała na to co powie.
- No coż. - odparła. - Jesteś odważna, ale bardziej sprytna i przebiegła. Niech będzie SLYTHERIN!
Kate nie ukrywała zaskoczenia. Nigdy by się nie spodziewała, że jej przyjaciółka trafi do Slytherinu. Patrzyła jak kieruje się do stołu i jest mile przyjęta przez innych.
Pozostało ich już niewielu.
Colins... Edwards... Evans... Gonzalez... Harrison... aż w końcu...
- Johnson, Catherine!
- Ach, ci mugole. - mruknęła pod nosem poirytowanym tonem.
Po chwili dostrzegła jak w jej stronę biegnie równie ładna brunetka w zwiewnej pomarańczowej bluzce.
- Przepraszam Kate. Budzik mi się zaciął.
Kate spojrzała na nią wzrokiem, który mógłby zabić nie jedną osobę. Starała się nie wybuchnąć na swoją przyjaciółkę, ale jej to nie wyszło.
- Mówiłam ci żebyś przestała używać tych mugolskich rzeczy! One do niczego się nie nadają. - złapała ja za ręką i zaczęły biec prosto na barierkę pomiędzy dziewiątym, a dziesiątym peronem. - Szybko Melanie!
Po chwili znalazły się na peronie dziewięć i trzy czwarte. Tuż obok nich stał już czerwony Ekspres Hogwart, buchający parą.
Ignorując zaciekawione spojrzenia młodych czarodziei i ich rodziców Melanie zaproponowała Catherine, by poszukać wolnego przedziału. Otworzyły najbliższe drzwi i wepchnęły do wagonu swoje kufry. Szły korytarzem rozglądając się zaciekawionym spojrzeniem. Wszyscy gapili się na nie bezczelnie, a ci, którzy byli w przedziałach przyciskali nosy do szyby. Niewątpliwie był to niezwykły widok gdyż obie dziewczyny miały 16 lat, a dopiero zaczynały swoją edukację w Hogwarcie.
- Nie wkurzają cię te spojrzenia? - zapytała wyraźnie zirytowana Melanie. - Wyglądają jakby chcieli nas zgwałcić.
Catherine rozglądając się po pobliskich przedziałach odparła znudzonym tonem:
- A niech się gapią. Przecież jest na co. - uśmiechnęła się do niej pocieszająco.
W końcu znalazły przedział, który nie był zapełniony i z ulgą weszły do środka. Przy oknie siedział chłopak w okularach i gęstych brązowych włosach. Patrzył on w nieokreślony punkt przed siebie zamyśloną twarzą.
- Yhm, yhm. - odchrząknęła Melanie i wtedy chłopak zwrócił na nie swoje pytające spojrzenie. - Możemy się dosiąść?
- Jasne. - uśmiechnął się. - Nigdy was tu wcześniej nie widziałem. Jesteście nowe? - spojrzał na nie zaciekawionym wzrokiem.
Catherine wydawała się, że już gdzieś widziała tego chłopaka, ale nie chciała się zapytać.
- Tak. Jesteśmy z Beauxbatons. - odparła brunetka. - Jestem Melanie Clark, a to moja przyjaciółka Catherine Johnson.
Chłopak poprawił włosy i wyciągnął do nich rękę. Dopiero wtedy dziewczyny dostrzegły charakterystyczną bliznę na jego czole.
- Jestem Harry Potter. Miło mi was poznać.
- Nam również. - powiedziała Johnson ściskając jego rękę.
Dziewczyny usiadły naprzeciwko niego i rozpoczęły miłą pogawędkę. Dzięki swojemu nowemu koledze dowiedziały się wiele o Hogwarcie. Melanie właśnie miała zamiar się zapytać Harrego o nauczycieli kiedy drzwi przedziału otworzyły się z głośnym piskiem. Czarownice zwróciły swój wzrok w tamtą stronę i dostrzegły przystojnego chłopaka o niezwykle jasnych włosach, bladej cerze i stalowoszarych tęczówkach. Nonszalancko opierał się o framugę drzwi i uśmiechał się wrednie. Kiedy dostrzegł dwie dziewczyny patrzące na niego z zdezorientowaniem na chwile z jego twarzy zszedł uśmiech. Świdrował wzrokiem Catherine od góry do dołu, że aż poczuła się jakby nie miała na sobie ubrań.
- Co Potter? Znalazłeś sobie szlamy na jedną noc? - powiedział nie spuszczają wzroku z Kate. - Już ci Granger i Weasley nie wystarczają?
Harry stał się cały purpurowy na twarzy. Zacisnął ręce w pięść, aż mu pobladły kostki i obrzucił go nienawistnym spojrzeniem.
- Nie jestem szlamą dupku! - krzyknęła Kate wstając ze swojego miejsca. - Jestem półkrwi! - odpowiedziała zanim zastanowiła się nad swoimi słowami.
- Półkrwi? - powtórzył nie odrywając od niej wzroku. - Głupi mieszaniec.
- Zamknij się bo zaraz twoja buźka już nie będzie taka śliczna. - odparła pewnie mierząc go wściekłym spojrzeniem.
Melanie i Harry patrzyli na tą całą wymianę zdań z otwartymi ustami. Draco na początku wyglądał na lekko zdziwionego jej wyznaniem, ale po chwili znów uśmiechnął się drwiąco.
- Śliczna? Oh, już nie musisz mnie tak komplementować.
- W twoich snach. - odparła obrzucając go nienawistnym spojrzeniem.
- Jak mi się przyśnisz to już będzie koszmar.
- W takim razie mam nadzieję, że w tym koszmarze uduszę cię własnoręcznie.
Wskazała palcem na drzwi i dodała:
- Wyjdź stąd bo zarażę się od ciebie głupotą.
Malfoy wydawał się zaskoczony tymi słowami. Jeszcze nikt w jego życiu nie kłócił się tak z nim nie licząc Pottera i jego spółki. Udając obojętnego powiedział:
- Idę bo zaraz prześmierdnę zapachem mieszańców.
Poszedł w stronę drzwi. Miał już wychodzić kiedy nagle odwrócił się, spojrzał na pozostałą dwójkę i dodał:
- Na razie Potter i koleżanko mieszańca! Pozdrów szlamę Granger i Wieprzleja.
Wyszedł trzaskając drzwiami. Kate nadal stała i mocno zaciśniętymi rękami. Harry i Melanie patrzyli na nią niespokojnie. Woleli nic do niej nie mówić żeby jej bardziej nie wkurzyć.
- Co za idiota. - mruknęła siadając. - Kto to w ogóle jest?
- Draco Malfoy. - odpowiedział Harry. - Jest ze Slytherinu.
Po tych słowach w przedziale nastała cisze jednak potem znów zaczęli miłą pogawędkę. Chwilę później do przedziału weszły dwie osoby. Chłopak o rudych włosach i śliczna brunetka. Byli bardzo zaskoczeni widokiem Catherine i Melanie. Zwłaszcza ten chłopak. Wyglądał jakby nie dowierzał własnym oczom. Harry przedstawił im sobie uśmiechając się ciągle. Ron i Hermiona, bo tak mieli na imię usiedli na wolnych miejscach i również dołączyli się do rozmowy. Jednak myśli Kate nadal krążyły wokół bezczelnego chłopaka o imieniu Draco...
Podróż minęła szybko. Nim się obejrzeli byli już pod murami Hogwartu. Niestety Catherine i Melanie musiały płynąć łódkami z pierwszorocznymi żeby potem zostać przydzielone do jednego z Domów. Po pożegnaniu się z nowymi znajomymi z Gryffindoru ruszyły za ogromnym gajowym z krzaczastą brodą. Szły ostatnie rozmawiając cicho kiedy nagle usłyszały nawoływania za sobą. Ku nim biegła szczupła brunetka o piwnych oczach i blondynka z warkoczem. Po ich wyglądzie można było poznać, że są w tym samym wieku co Kate i Mel.
- Czekaj Kate!
Brunetka podbiegła do niej i uściskała ją z całej siły tak samo jak blondynka.
- Hej Alex. - powiedziała Kate. - Już myślałam, że się zgubiłyście.
- Tak łatwo się nas nie pozbędziesz. - odparła blondynka o imieniu Cassie.
W przeciwieństwie do wygadanej Alex, Cassie wydawała się być kruchą i skrytą osobą. Zupełnie jak porcelanowa lalka. Jednak posiadała bardzo wielką wiedzę.
Dziewczyny ruszyły w stronę łódek i szły już w zupełnej ciszy.
Sala wejściowa jarzyła się od blasku pochodni. Prawie całą jej przestrzeń zajmowały cztery stoły, każdy przypisany do jednego z domów uczniowskich. Sufit swym wyglądem przypominało niebo, które można było dostrzec przez wysokie okna. W sali panował gwar jednak wszystkie głosy ucichły gdy drzwi otworzyły się na oścież i wszedł przez nie długi rząd pierwszoroczniaków, prowadzonych przez profesor McGonagall, która niosła taboret na którym spoczywała stara tiara. Niektórzy uczniowie wychylali się żeby lepiej widzieć. Niestety nie to zaciekawiło uczniów tylko kilka dziewcząt stojących pod koniec kolejki. Wiadomo było, że niektórzy rodzice sądzili iż w Beauxbatons nie jest bezpiecznie od ostatniego włamania. W grupce tych dziewczyn znalazły się Kate, Mel, Cassie i Alex. Patrzyły one z rozbawieniem na przerażone twarze pierwszoroczniaków. Tylko Cassie karciła je wzrokiem ponieważ uważała to za nieodpowiednie zachowanie. Była ona uznawana przez nie za wcielenie dobra.
Cała szkoła wstrzymała oddech kiedy rozdarcie przy rondzie kapelusza rozwarło się jak usta i Tara Przydziału zaczęła śpiewać. Po skończeniu wybuchły gromkie oklaski i cała sala ponownie skupiła się na ceremonii przydziału. Najpierw najmłodsi uczniowie zakładali tiarę dopiero późnej przyszła pora na starsze czarodziejki. Profesor McGonagall spojrzała na długi pas pergaminu i odczytała:
- Moore, Cassie.
Cassie wyszła z szeregu i niepewnym krokiem ruszyła w stronę Tiary. Kiedy nałożyła ją uczniowie usłyszeli jej ciche pomruki mówiące, że ma niezwykle rozległą wiedzę i spryt. W końcu wrzasnęła:
- RAVENCLAW!
Stół Krukonów zaczął głośno klaskać, a Cassie z uśmiechem skierowała się w ich stronę. Profesor ponownie odczytała następną osobę.
- Clark, Melanie.
Melanie bez stresu ruszyła w stronę tiary. Nałożyła ją, a ta po chwili krzyknęła:
- GRYFFINDOR!
Mel zauważyła Harrego, Rona i Hermionę machających do niej. Usiadła obok ich i uśmiechnęła się. Do Domu nie została przydzielona jeszcze Alex i Catherine. Kiedy nauczycielka krzyknęła "Brown, Alex" Kate mocno ją przytuliła i życzyła powodzenia. Jak usiadła Catherine przyglądała jej się uważnie. Nałożyła Tiarę i czekała na to co powie.
- No coż. - odparła. - Jesteś odważna, ale bardziej sprytna i przebiegła. Niech będzie SLYTHERIN!
Kate nie ukrywała zaskoczenia. Nigdy by się nie spodziewała, że jej przyjaciółka trafi do Slytherinu. Patrzyła jak kieruje się do stołu i jest mile przyjęta przez innych.
Pozostało ich już niewielu.
Colins... Edwards... Evans... Gonzalez... Harrison... aż w końcu...
- Johnson, Catherine!
piątek, 4 kwietnia 2014
Lumos!
Witam wszystkich! Wiem, że już któryś raz z kolei tworzę bloga, ale nie mogłam się powstrzymać. Wiem, że i tak pewnie go nie skończę. Tak jak zawsze, ale warto spróbować. Tym razem natchnęła mnie do pisania książka z serii "Harry Potter". Wiadomo nie od dziś, że to bardzo popularna książka i teraz także ona mnie wciągnęła. Wiem, że moje rozdziały są... hmmm... Jakby to powiedzieć... nudne? Tak, to dobre słowo. Nudne. Puste. Bezsensowne. Jednak wydaje mi się, że z każdym kolejnym blogiem. Tak, blogiem, a nie rozdziałem. Staje się lepsza. No może nie taka świetna jak J. K Rowling. Teraz po raz kolejny chcę spróbować. Tym razem obiecuję, że będę starała się pisać regularnie. Z ręką na sercu. Tylko jest jeden problem. Nie umiem pisać takich tzn. scen miłosnych. Niestety ten blog będzie się właśnie na tym obierał. Trochę popracuję i może coś wyjdzie. Jak już wyżej wspomniałam natchnęło mnie dzieło Rowling i postanowiłam opisać życie dziewczyny z Hogwartu. Zacznie ona uczęszczać do tej szkoły dopiero od 6 roku czyli będzie miała 16 lat. Wcześniej uczyła się w Akademii Magii Beauxbatons. Nie tylko ona jedna tam dojdzie. Razem z nią pojadą jej trzy przyjaciółki. No to na razie tyle ciekawostek. Może zdradzę wam więcej kiedy indziej.
Trzymajcie za mnie kciuki!
Nox!
Ps. Zakładka "Bohaterowie" jest już zaktualizowana.
Trzymajcie za mnie kciuki!
Nox!
Ps. Zakładka "Bohaterowie" jest już zaktualizowana.
Subskrybuj:
Posty (Atom)